Lech Poznań rywalizuje z GKS Katowice od połowy lat 60. Historia meczów obu klubów w Ekstraklasie datuje się natomiast na końcówkę lat 70. Pierwsze wyjazdowe zwycięstwo Kolejorz odniósł w mistrzowskim sezonie 1982/1983. I dziś właśnie wspomnimy konfrontację, której bohaterem był Mirosław Okoński.
Ten tytuł, jak wiadomo, rodził się w bólach. Przypomnijmy, że w piątej kolejce od końca poznaniacy mogli porzucić wszelkie nadzieje, bo przytrafiła im się kompromitująca wpadka. - Po 25 kolejkach Lech był na szczycie tabeli i jechał do Krakowa na mecz z Wisłą, która nie mogła być jeszcze pewna utrzymania. I wtedy na Reymonta wydarzyło się coś, czego racjonalną miarą nijak zrozumieć się nie da. Wisła pokonała tego przymierzającego się do mistrzowskiej korony Lecha aż 6:0! Porażka to jedno, ostatecznie zawsze może się przytrafić, a nie było to jeszcze pogrzebanie szans. Szokowała natomiast przewaga Wisły, bo pół tuzina goli w poznańskiej bramce kompromitowało gości - pisał Przegląd Sportowy.
Trudno było uwierzyć, że sytuację da się jeszcze odkręcić. Tym bardziej, że zespół trenera Wojciecha Łazarka jako obrońca tytułu odpadł chwilę później w półfinale Pucharu Polski, na dodatek z występującym w drugiej lidze Piastem Gliwice (0:1). Szkoleniowiec zgotował swoim piłkarzom piekło. - W minionych latach 39 punktów wystarczało Wiśle, Ruchowi, Szombierkom i Widzewowi do zdobycia tytułu. Jeżeli Lech wygra wszystkie pozostałe mecze, będzie miał właśnie tyle i też mu to wystarczy - uspokajał kierownik klubu Andrzej Mroczoszek.
Cztery kolejki do końca. W Lecha wstąpiły nowe siły po pokonaniu Legii Warszawa (1:0), tym bardziej że Józef Adamiec zwycięskiego gola strzelił w 90. minucie. Wtedy liderujący Widzew przegrał w Chorzowie (0:2) i to Ruch wskoczył na pierwsze miejsce, mając tyle samo punktów, co lechici, których czekał wyjazd do Katowic. Najpierw jednak była porażka w Pucharze Polski, co znów podkopało pewność siebie.
A jednak raz jeszcze zdołali rozstrzygnąć konfrontację na swoją korzyść skromnym wynikiem 1:0. Bohaterem był Mirosław Okoński, król strzelców tamtego sezonu.
- Goście bardziej umiejętnie rozłożyli siły, no i posiadali w swoich szeregach takiego strzelca jak Okoński. Właśnie ten piłkarz w 47. minucie rozstrzygnął losy meczu. Otrzymał piłkę z głębi pola i miał przed sobą obrońcę Zająca. Napastnik Lecha w pojedynku nie miał problemów z minięciem przeciwnika, następnie strzelił pewnie w prawy róg bramki Sputa. I w ten sposób goście wywieźli dwa cenne punkty ze stadionu przy ulicy Bukowej - czytamy w relacji z Trybuny Robotniczej. - Lech mimo, iż odniósł zwycięstwo niczym specjalnym nie zaimponował, tylko chwilami posiadał przewagę. Liczą się jednak bramki, o tę jedną poznaniacy byli lepsi, choć wydaje się, że bardziej sprawiedliwy byłby w tym meczu remis.
Ten jednak nie padł. A wygrana pozwoliła Lechowi wrócić na fotel lidera. Widzew tracił punkt, Ruch - dwa. I taka kolejność utrzymała się do końca rozgrywek. Kolejorz wywalczył pierwszy w historii tytuł mistrza Polski, po drodze osiągnął premierowy triumf w Katowicach.
Zapisz się do newslettera