W piątek piłkarze poznańskiego Lecha rozegrali najtrudniejsze spotkanie spośród wszystkich zwycięskich w tym sezonie. Zagłębie było bardzo wymagającym rywalem, a o sukcesie podopiecznych Mariusza Rumaka zadecydował gol Vojo Ubiparipa z 5 minuty spotkania. Dla Serba było to pierwsze trafienie od meczu z Ruchem.
- Nie chodzi o to, żeby przełamać się w jednym spotkaniu, ale by w co tydzień udowadniać swoją wartość. Niemniej Vojo w Lubinie wpisał się w karty historii. Strzelił zwycięską bramkę, a w dalszej fazie meczu dobrze wykonywał swoje obowiązki grając na prawej obronie - mówi trener Lecha Poznań Mariusz Rumak.
Lech na stadionie Zagłębia prowadził i do 30 minuty całkowicie kontrolował wydarzenia na boisku. Końcówka pierwszej połowy była już wyrównana, a druga odsłona przebiegała pod dyktando lubinian. - Zagłębie rzuciło się do odrabiania strat, a my automatycznie się cofnęliśmy. Gospodarze zaatakowali większą liczbą piłkarzy i ze środka pola musieliśmy się cofnąć by pomóc obrońcom. Z przodu ciężko była nam się utrzymać przy piłce i po zejściu Ślusarskiego, który potrafił to zrobić zmieniliśmy strategię. Nastawiliśmy się na kontry i grę bokami - tłumaczy pomocnik Lecha Poznań Rafał Murawski.
Sytuacja Kolejorza jeszcze bardziej skomplikowała się w ostatnim kwadransie. W 72 minucie drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę obejrzał Kebba Ceesay, który sfaulował Szymona Pawłowskiego. - Moją intencją było trafienie w piłkę, a nie w nogi rywala i na tym się skupiłem. W piłkę trafiłem najpierw, a dopiero potem w przeciwnika. Uważam, że nie było to zagranie na żółtą kartkę - twierdzi obrońca Lecha Poznań Kebba Ceesay.
Zdania gambijskiego obrońcy Kolejorza nie podzielili zajmujący się kontrowersjami eksperci Canal+. Uznali oni, że sędzia Paweł Raczkowski z Warszawy miał pełne prawo wyrzucić Ceesaya z boiska. Mimo gry w osłabieniu lechici potrafili jednak dowieźć zwycięstwo do końca i przez prawie trzy dni cieszyli się z pozycji lidera.
Zapisz się do newslettera