- Graliśmy najlepszą piłkę w kraju, to dla mnie dość oczywiste. Już początek sezonu był bardzo dobry, później wpadaliśmy w różne tarapaty, ale na osiem meczów przed końcem to my wskoczyliśmy na najwyższe obroty, to bezsprzecznie zasłużony tytuł - podkreśla kapitan Lecha Poznań, Mikael Ishak. Zapraszamy na rozmowę z najskuteczniejszym zagranicznym strzelcem w historii Kolejorza, który podczas ubiegłej kampanii zaliczył najbardziej owocny sezon w swojej karierze w PKO BP Ekstraklasie.
Parę dni temu przeżywałeś bardzo przyjemne déjà vu z roku 2022. Czy da się w ogóle zestawić obie fety mistrzowskie i odczucia, jakie towarzyszyły ci przy każdej z nich?
- Oczywiście tym razem ten ładunek emocjonalny podczas ostatniego meczu był zdecydowanie większy. Do końcowego gwizdka nie mogło być mowy o tym, żeby się uspokoić. Patrząc generalnie na oba sezony wydaje mi się, że podczas tego mieliśmy więcej wzlotów i upadków, suma doświadczenia w drużynie była teraz również nieco mniejsza. Myślę, że tym razem ten tytuł miał nieco bardziej nieoczekiwany charakter. Latem odeszło od nas kilku ważnych piłkarzy, a w ich miejsce trafili młodzi zawodnicy z potencjałem. Do tego doszły zmiany w sztabie, bo oprócz niesamowitego pierwszego trenera, Nielsa Frederiksena pracę rozpoczął z nami też Sindre Tjelmeland. Z reguły potrzebujesz w takiej sytuacji trochę czasu, by wszystko zafunkcjonowało jak należy, a tutaj wywalczyliśmy mistrzostwo już w pierwszym sezonie. Pamiętam, że niewielu tak zwanych ekspertów na nas stawiało, to też wiele mówi.
Trzy lata temu sezon był wyjątkowy ze względu na setne urodziny klubu, a co wskazałbyś jako charakterystyczną cechę tych rozgrywek, które dopiero co się zakończyły?
- To, że byliśmy w stanie odbić się po tak nieudanym czasie sprzed roku, kiedy to każdy z nas popełnił błędy i wiedzieliśmy, że musimy wynagrodzić to naszym kibicom. Wtedy nasze mecze przestały sprawiać radość i nam, i im. Fakt, że po zaledwie dwunastu miesiącach cieszymy się z tytułu pokazuje naszą siłę i czyni ten sezon szczególnym. Dla mnie osobiście to oczywiście wielka sprawa, że zdobyłem mistrzostwo po raz drugi, nie ma w Lechu aż tak wielu innych zawodników, którzy mogą pochwalić się takim osiągnięciem.
Żaden z nich natomiast nie może powiedzieć o sobie, że został w ostatnich kilkunastu miesiącach najpierw najskuteczniejszym zagranicznym piłkarzem w historii klubu, a następnie wskoczył na podium najlepszych strzelców ogółem.
- Cieszę się z tego bardzo, ale nie myślałem ani nie myślę o tym zbyt wiele. Zapewne przyjdzie na to moment, kiedy skończę karierę. Wtedy zerknę na różne liczby i statystyki, będzie duma i radość, ale cały czas koncentruję się tylko na tym, by naciskać, po prostu nie przestaję chcieć więcej.
Ubiegłe rozgrywki okazały się dla ciebie najlepsze nie tylko pod kątem liczby strzelonych goli w lidze, ale także minut spędzonych na murawie. Doceniasz ten fakt tym mocniej, że między oboma mistrzostwami opuściłeś sporo czasu z powodu choroby?
- W tym sezonie czułem się świetnie, można powiedzieć, że rozegrałem go praktycznie bez żadnych kontuzji. To ważne, gdy jesteś dostępny dla drużyny i czuje ona twoją ciągłą obecność. Naprawdę, to jest bardzo, bardzo pozytywna sprawa. Dużo daje mi świadomość, że mogę grać w każdym meczu i pomagać drużynie również swoimi liczbami. To zagadnienie też nabrało tym większego znaczenia z uwagi na przerwę, o której mówisz.
Patrząc przez pryzmat całego sezonu masz poczucie, że to w pełni zasłużony tytuł?
- Zdecydowanie, ciężko to podważać. Wystarczy spojrzeć na liczbę dni i kolejek, które spędziliśmy na pierwszym miejscu w tabeli czy goli, które strzeliliśmy. Wszystko tu się składa w jedną całość, a do tego dochodzą aspekty wizualne. Moim zdaniem graliśmy najlepszą piłkę w kraju, to dla mnie dość oczywiste. Już początek sezonu był bardzo dobry, później wpadaliśmy w różne tarapaty, ale na osiem meczów przed końcem to my wskoczyliśmy na najwyższe obroty. Raków okazał się wymagającym rywalem, ale to my w tym okresie nie przegraliśmy, pokazaliśmy charakter i siłę mentalną, a przecież rozgrywaliśmy w tym czasie bardzo ważne i trudne spotkania.
Mówisz o samym finiszu, dopytajmy więc o ten czas. Trener wspominał, że na początku kwietnia przyjęliście nową zasadę, która zakładała skupienie tylko i wyłącznie na każdym następnym meczu. Nie analizowaliście tabeli, koncentrując się tylko na odniesieniu zwycięstwa w weekend. Jak wspominasz tamten moment, kiedy o tym rozmawialiście?
- Krótko po meczu ze Śląskiem Wrocław trener wygłosił przemowę o tych założeniach na jednym ze spotkań z drużyną. Pamiętam to doskonale, bo bardzo mocno potrzebowaliśmy wtedy takiego punktu, o który moglibyśmy się zaczepić. Takim okazało się podejście mówiące, że nie mamy się przejmować tabelą w danym momencie, a wrócić do niej dopiero po trzech czy czterech spotkaniach. I faktycznie tak było, że o lidze i tym co dzieje się w innych meczach czy sytuacji w tabeli nie rozmawialiśmy w kolejnych tygodniach praktycznie wcale. Szczerze mówiąc, miałem taką myśl, że to prawdziwy "masterclass". Starszyzna na pewno to kupiła.
Młodych zawodników, którzy w tym okresie grali sporo też nie brakowało, jak oni na to zareagowali?
- Wydaje mi się, że oni w pierwszej kolejności patrzą na nas i nasze zachowanie, jak my to odbieramy. Jak widzieli, że my nie poruszamy niektórych tematów, to i sami przyjęli taki sposób na podchodzenie do każdego kolejnego tygodnia. Wszyscy mieliśmy poczucie, że liczy się tylko i wyłącznie to, co przed nami, trzeba było patrzeć w przód. To też miało wpływ na to, jak motywowaliśmy właśnie tych młodszych do jeszcze większego wysiłku. Chodziło o to, by pozostawali pozytywnie nastawieni, chcieliśmy dać im jak najwięcej optymizmu, by czuli komfort w dobrym znaczeniu tego słowa i nie bali się na boisku. Żeby gra sprawiała im przyjemność.
Czujesz dumę z tego, że nawet nastoletni zawodnicy potrafili stanowić ważną część drużyny w tych newralgicznych momentach?
- Wiedzieliśmy, że to zawodnicy dysponujący sporym potencjałem i pozostają gotowi na szansę w chwili, gdy ją otrzymają. Owszem, w tym wieku musisz zmagać się z pewnymi problemami, to nieuniknione, ale finalnie na boisku wykonywali swoją pracę odpowiednio. To duża sprawa, że już wcześniej także na treningach pchali drużynę do przodu, naciskali na tych bardziej doświadczonych.
Po dwóch latach ponownie przyjdzie wam pokazać się w Europie. Kiedyś powiedziałeś, że rywalizując w sezonie 2022/23 na międzynarodowej arenie czułeś się jak prawdziwy piłkarz, jak mocno więc teraz czekasz na te mecze z zagranicznymi drużynami?
- Jeśli chcesz być uznawany za klasowy zespół, musisz rywalizować w Europie, zaznaczać w niej swoją obecność. Tam grają ci najwięksi, masz okazję zmierzyć się ze świetnymi piłkarzami, wchodzisz dzięki temu na wyższy poziom. Mamy odpowiednie doświadczenie z gry w Lidze Konferencji czy Lidze Europy z poprzednich lat, wiemy jak to smakuje i nie mogę się doczekać, byśmy ponownie sprawdzili się w Europie.
Rozmawiał Adrian Gałuszka