2018-02-09 09:05 Mateusz Szymandera , fot. Adam Ciereszko

- Wiedziałem, że mam dołek i mi nie idzie - wywiad z Majewskim

- Trener i prezes nie chcieli mieć w drużynie zawodnika, który nie jest zadowolony, który nie chce pomóc drużynie. Nie dziwię im się. To była długa rozmowa, którą można podsumować krótko - albo biorę się do roboty, albo szukamy innego rozwiązania - mówi przed startem ligi pomocnik Kolejorza, Radosław Majewski.

Wizerunek „śmieszka” przeszkadza w piłce?

- Nie mam wpływu na to, jak odbierają mnie ludzie. Mam wpływ na to jak pokazuję siebie, jaki jestem, a ludzie odbiorą to na swój sposób. W Internecie można pokazać czy się ma dystans do siebie, choćby na swoich mediach społecznościowych. Jeśli cały czas podchodzisz do życia poważnie, to w pewnym momencie możesz się zakręcić. Od dzieciaka byłem pozytywnie nastawiony do życia, wiedziałem czego chcę. Chciałem zostać piłkarzem. Wiedziałem, co chcę osiągnąć. Miałem znajomych z większym talentem, ale oni nie grają już w piłkę.

Ale poważny też potrafisz być?

- Na boisku! To co dzieje się wokół piłki, to coś zupełnie innego. Choćby „Turbokozak”. Dobrze bawiliśmy się też na Gali Ekstraklasy, gdy z Bartkiem Ignacikiem zrobiliśmy Robin Hooda. Nie traktuję tego tak poważnie, jak podpisania aktu notarialnego.

To nie jest typowo polskie podejście.

- Grałem przez kilka lat w Anglii, gdzie futbol stoi na wysokim poziomie. Wszyscy traktują go bardzo poważnie. A mimo to w szatni jest miejsce na żarty. Dzięki temu jest łatwiej się zaaklimatyzować . Jest duża dyscyplina, wysokie oczekiwania i ciężkie treningi, ale jest też dużo dystansu. Potrafi się żartować nawet z poważnych rzeczy. Codziennie rano mieliśmy sprawdzany odczyn moczu, który wskazuje stan nawodnienia organizmu. Czasami podmieniło się próbki.

Duże są różnice między polskim, a angielskim podejściem do piłki?

- Głównie mentalnie. Tam jest dyscyplina, ale też każdy wie, na ile może sobie pozwolić. Po wygranym meczu możesz iść na imprezę, ale na następnym treningu musisz dać z siebie 120 procent. Przecież tez jesteśmy ludźmi. Spotykaliśmy się co piątek na „zebraniu”, to był pomysł trenerów i każdy z zawodników musiał wstać i powiedzieć za co musi zapłacić karę, no i czy ma coś na swoje usprawiedliwienie. Temat poważny, ustalający poziom dyscypliny. Było przy tym jednak dużo śmiechu.

Ty też płaciłeś kary?

- Gdy tam trafiłem, to po pierwszym tygodniu dostałem „bonus” na 250 funtów. Pamiętam to do dziś. Wykopnąłem dziesięć piłek za ogrodzenie boiska treningowego. Gdy piłka odbije się od poprzeczki czy po interwencji bramkarza wyleci za boisko, to nie masz na to wpływu. Ale gdy uderzysz na bramkę tak, że ktoś musi wejść na prywatną posesję po piłkę, to już musisz płacić. Nie myśleliśmy jednak o tych karach, ale już w głowie miałem piątkowe „zebranie”. I to co by tu wymyślić żeby nie zapłacić (śmiech).

Trudno jest rozdzielić śmiech od poważnego podejścia do meczów?

- Na boisku jest koncentracja. Grasz mecz i musisz być poważny, po prostu musisz. Jeśli ktoś chce, to może mnie oceniać przez pryzmat „Turbokozaka”. Nie mam na to wpływu. Byłem tam po prostu sobą. Nikt mnie jednak nie złapał na śmiechu podczas meczu albo żartów. W grę wchodzą prestiż i pieniądze. Musisz trzymać fason i znać proporcje .

Mówisz, że nie przejmujesz się opinią kibiców, ale gdy jesienią tobie nie szło, to krytyczne komentarze w ciebie uderzały.

- Sezon zacząłem dobrze, bo miałem bramki i asysty. W lidze dochodziłem do sytuacji, ale nie strzelałem. Nie wygrywaliśmy meczów, które powinniśmy. Ja sam nie potrafiłem zrobić na boisku tego, co bym chciał. To normalne, że w takich sytuacjach szuka się przyczyny. Ja podczas rundy nie grałem na miarę swoich możliwości. Jeśli krytyka jest konstruktywna, to trzeba z niej wyciągnąć wnioski. Dla kibiców ważne jest to, bo widzą na boisku. Jeśli drużynie nie idzie, a zawodnik na którego liczą nie pomaga, to spotykają go krytyczne słowa.

I oberwałeś.

- Ważne jest to, żeby nie ulegać emocjom. Staram się po dobrych meczach nie popadać w samozachwyt. Podobnie jest po słabych. Nie mogę się nimi przejmować. Wiedziałem, że mam dołek i mi nie idzie. Traktowałem rundę jakby z marszu. Nie czułem euforii przed meczem i treningiem. Możesz tak funkcjonować przez tydzień lub dwa, ale nie utrzymasz wysokiego poziomu, gdy to trwa dłużej.

Jesienią byłeś na siebie zły?

- Zadawałem sobie pytania. Przez trzy lata współpracowałem z trenerem mentalnym. Gdy to robiłem, byłem w dobrej formie. Weryfikacja przychodzi, gdy napotykasz na problem. Ten nastąpił kilka miesięcy temu. Jeśli jesteś w dobrej dyspozycji, to masz bardzo trudne zadanie. Musisz ten poziom utrzymać, ale nikt tego nie doceni, bo wszyscy zakładają, że grasz na swoim dobrym pułapie. Gdy jednak zaczniesz spisywać się słabiej, od razu to widać.

Tak było z tobą.

- Popadłem w marazm. Nie umiałem znaleźć radości z gry w piłkę. Rozmawiałem ze swoją żoną - Kasią. Mówiłem jej, że mam kryzys. Dzwoniłem do trenera mentalnego. Wydawało mi się, że to chwilowe. Trener mnie mobilizował. Wyrzucał mnie z osiemnastki meczowej. Po spotkaniu, w którym grałem od początku, potem w kolejnych trzech nie „powąchałem” boiska. To daje do myślenia. Wiedziałem, że potrafię grać dobrze. Pokazałem to przecież w poprzednim sezonie.

Bardzo dobrym w twoim wykonaniu.

- Może nie cały sezon. Jesień była słabsza. Jasne, dobrze wyglądałem pod względem fizycznym i piłkarskim. Miałem jednak tylko jedną bramkę. W drugiej rundzie zdobyłem ich więcej. Miałem lepsze statystyki, a sezon zakończyłem z dziesięcioma bramkami i dziesięcioma asystami. Miałem wysokie oczekiwania wobec siebie. Myślę, że mieli je też kibice. Ten sezon też zacząłem dobrze. Gdy odpaliliśmy z pucharów, to czegoś mi zabrakło.

Może powodem była krótka przerwa między sezonami?

- Nie myślałem o tym. Po spotkaniu z Utrechtem zabrakło mi utrzymania poziomu . Mieliśmy zbyt duże wahania formy. Teraz czuję, że jestem gotowy do gry. Już nie raz byłem w takiej sytuacji. Jest takie powiedzenie: jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. Mam wielką ochotę udowodnić sobie, że potrafię cały czas grać na wysokim poziomie. Jesień nie była straconym czasem, bo wiele się nauczyłem, dostałem lekcje. Nie dałem drużynie tak dużo, jak chciałem dać.

Poprzedni sezon wysoko postawił poprzeczkę. Był najlepszy w karierze?

- W Anglii miałem bardzo dobry początek. Zrobiłem chyba trzynaście asyst i z trzy bramki, to było takie „wow”. Pojawiły się nawet jakieś zapytania dotyczące transferu. W Lechu miałem i gole, i asysty. Miałem duży wpływ na dyspozycję drużyny. Jesienią tak jednak nie było. Rozmawiałem ze znajomymi, oczekiwałem od siebie więcej. Być może szukałem winy w innych, a nie sobie. Szukałem rozwiązania, ale w złym kierunku. Pod koniec rundy powiedziałem sobie: stop! Było już trochę za późno, żeby jeszcze wtedy pokazać, że wraca stary, dobry „Maja”.

Po ostatnim meczu rozmawiałeś z trenerem i prezesem. Padły mocne słowa?

- Szczerze porozmawialiśmy. Powiedzieliśmy sobie, jakie mamy wobec siebie oczekiwania. Mówiłem, jak to wszystko wyglądało z mojej perspektywy. Musiałem pozbierać myśli, potrzebowałem trochę czasu. Trener i prezes nie chcieli mieć w drużynie zawodnika, który nie jest zadowolony, który nie chce pomóc drużynie. Nie dziwię im się. To była długa rozmowa, którą można podsumować krótko - albo biorę się do roboty, albo szukamy innego rozwiązania.

Szukanie innego rozwiązania nie było potrzebne.

- W grudniu i styczniu pomogła mi przerwa. Miałem czas na refleksję, wiedziałem, że muszę dać z siebie więcej. Wiem, że potrafię grać w piłkę. Po słabszej jesieni muszę jednak wrócić na wysoki poziom. Czuję, że będzie dużo lepiej. Nauczyłem się, żeby nie za dużo gadać, a pokazać się na boisku. Trzeba pracować nad sobą. To coś, czego mi brakowało. Nie możesz nagle powiedzieć: dziś będzie już dobrze. Gdy robisz coś, co nie sprawia aż tyle radości ile byś chciał przez pięć dni w tygodniu, to ciężko jest się cieszyć z tego szóstego dnia. Nie chcę, żebyś zrozumiał mnie źle. Nie obijałem się. Brakowało mi frajdy z tego, co robię całe życie. Jestem czasami zbyt otwarty, ale miałem taki moment. Myślałem, że mi się to nigdy nie przytrafi.

Z perspektywy czasu wydaje mi się, że gdy robisz cały czas to samo, to masz dni, w których wpadniesz w dołek.

- W takim momencie potrzebujesz znaleźć dodatkowy bodziec. Inaczej wpadniesz w pętlę. Nie jesteś wtedy tak wydajny, jak wszyscy tego oczekują, jak samemu chcesz. Zaczynasz działać z automatu. Całe życie gram w piłkę. Jeżdżę na mecze i treningi. Jeśli nie będę miał z nich radości, to nie będę grał dobrze. Teraz jestem z siebie zadowolony. Odpowiednio przepracowałem czas wolny. Jestem strasznie naładowany. W szatni jestem trochę bardziej opanowany, ale nie zmieniłem się. Chcę być sobą, dokręcać przysłowiową śrubę w niektórych elementach. Wychodzę na boisko, żeby walczyć i robić to co kocham, żeby kolejny raz sobie coś udowodnić.

rozmawiał Mateusz Szymandera

Następne mecze

Niedziela 19.05 godz.17:30
Widzew Łódź
vs |
Lech Poznań
Sobota 25.05 godz.17:30
Lech Poznań
vs |
Korona Kielce

Polecamy

Newsletter

Zapisz się do newslettera

Więcej

KKS LECH POZNAŃ S.A.
Enea Stadion
ul. Bułgarska 17
60-320 Poznań

Infolinia biletowa:
tel.  61 886 30 30   (10:00-17:00)

Infolinia klubowa: Tel: 61 886 30 00
mail: lech@lechpoznan.pl
Biuro Obsługi Kibica

Korzystamy z plików cookies

Stosujemy pliki cookies, które są niezbędne do tego, aby osoby odwiedzające nasz serwis mogły korzystać z dostępnych usług i funkcjonalności. Używamy również plików cookies podmiotów trzecich, w tym plików analitycznych i reklamowych. Szczegołowe informacje dostępne są w "Polityce cookies". W celu zmiany ustawień należy skorzystać z opcji ZMIENIAM USTAWIENIA.

Akceptuję opcjonalne pliki cookies

Odrzucam opcjonalne pliki
cookies

Ustawienia prywatności

Niezbędne

Niezbędne pliki cookies umożliwiają prawidłowe wyświetlanie strony oraz korzystanie z podstawowych funkcji i usług dostępnych w serwisie. Ich stosowanie nie wymaga zgody użytkowników i nie można ich wyłączyć w ramach zarządzania ustawieniami cookies.

Reklamowe

Reklamowe pliki cookies (w tym pliki mediów społecznościowych) umożliwiają prezentowanie informacji dostosowanych do preferencji użytkowników (na podstawie historii przeglądania oraz podejmowanych działań,w serwisie oraz w witrynach stron trzecich wyświetlane są reklamy). Dzięki nim możemy także mierzyć skuteczność kampanii reklamowych KKS Lech Poznań S.A. i naszych partnerów.

W każdej chwili możesz zmienić lub wycofać swoją zgodę za pomocą ustawień dostępnych w ustawieniach prywatności.

Analityczne

Reklamowe pliki cookies (w tym pliki mediów społecznościowych) umożliwiają prezentowanie informacji dostosowanych do preferencji użytkowników (na podstawie historii przeglądania oraz podejmowanych działań,w serwisie oraz w witrynach stron trzecich wyświetlane są reklamy). Dzięki nim możemy także mierzyć skuteczność kampanii reklamowych KKS Lech Poznań S.A. i naszych partnerów.

W każdej chwili możesz zmienić lub wycofać swoją zgodę za pomocą ustawień dostępnych w ustawieniach prywatności.

Zapisz moje wybory