Mikael Ishak lada moment wejdzie do Klubu 100 Lecha Poznań. Będzie czwartym piłkarzem w historii Kolejorza, który znajdzie się w tym elitarnym gronie strzelców co najmniej stu goli dla klubu. Wcześniej dokonali tego Teodor Anioła, Edmund Białas oraz Piotr Reiss. I dziś w naszym historycznym cyklu zatrzymamy się przy tym ostatnim. Skoro przed nami mecz z Widzewem Łódź, to warto wspomnieniami wrócić do 9 maja 2007, kiedy doświadczony napastnik też wszedł do Klubu 100, ale polskiej Ekstraklasy.
W tym elitarnym gronie jest 34 wybitnych strzelców. Ostatnie nazwisko, jakie pojawiło się na liście, to Jesus Imaz z Jagiellonii Białystok. Zawodników, którzy pracowali na swój dorobek również w barwach Lecha Poznań, jest z kolei pięciu: Teodor Anioła, Jerzy Podbrożny, Maciej Żurawski, Marcin Robak oraz Reiss. Dwóch z nich, czyli oczywiście Anioła oraz Reiss, wszystkie ekstraklasowe gole wbili w niebiesko-białych barwach. Ten ostatni ma tych trafień łącznie 109 i jest 20. w klasyfikacji ex equo z Andrzejem Szarmachem. Dodajmy, że Ishak także ma szansę znaleźć się w ligowym Klubie 100, bo w tym momencie uzbierał 76 bramek.
Wróćmy do 9 maja 2007 roku. Ponad 20 tysięcy kibiców na trybunach stadionu przy Bułgarskiej, mecz Lech - Widzew. Jest godzina 20.23, gospodarze prowadzą 3:1. Zegar wskazuje 64. minutę. Sędzia dyktuje rzut wolny, do piłki noże może podejść nikt inny. Reiss uderza prawą stopą nad murem, piłka odbija się od poprzeczki i co? Gol? Chwila konsternacji, choć wszyscy na stadionie widzą, że futbolówka ułamek sekundy jest za linią bramkową. Głośno domagają się zaliczenia trafienia, ale sędzia Paweł Gil waha się. Czeka kilka sekund, które dłużą się w nieskończoność. W końcu po konsultacji ze swoim asystentem wskazuje na środek boiska. Jest!
Kapitan przeszedł w ten sposób do historii. Zwariował zresztą ze szczęścia, ściągnął koszulkę meczową, pod którą miał trykot z wielkim numerem 100. Został za to ukarany żółtą kartką, ale o tym nikt nie myślał. Podbiegł do niego syn - Adrian, który jako młody gracz w klubie podawał wówczas piłki.
Bohater potem dodaje jeszcze jedną bramkę (numer 101), a po końcowym gwizdku sędziego wjeżdża na murawę lodówka, z której częstuje fanów szampanem i piwem. - Kolejnym moim celem jest korona króla strzelców – mówi Reiss, który dopiął swego, bo na koniec tego samego sezonu został najskuteczniejszym piłkarzem w lidze.
Dodajmy, że ten wieczór zakończył się efektownym triumfem Lecha 6:1. I ten wynik, oprócz dokonania Reissa, był również historyczny. Bo to jedyny przypadek, kiedy w bezpośrednim starciu tych klubów jeden z nich wbił przeciwnikowi sześć goli. A przecież historia tych spotkań jest bardzo bogata - w pierwszej połowie lat 80. Łodzianie toczyli z lechitami niezapomniane boje, których stawką było mistrzostwo Polski. Potem po transformacji ustrojowej nie brakowało również ciekawych gier, w których padało sporo bramek. Jak będzie teraz?
Zapisz się do newslettera