Robert Lewandowski może w najbliższą sobotę pobić rekord strzelecki Gerda Müllera, który blisko 50 lat temu w jednym sezonie Bundesligi zdobył aż 40 bramek. Jeśli Polak tego dokona, stanie się to 15 maja - ta data już zapisała się w karierze polskiego napastnika. Jedenaście lat wcześniej świętował tego dnia mistrzostwo Polski z Lechem Poznań, a także wywalczenie korony króla strzelców ekstraklasy i szykował się do podboju Zachodu, co bez dwóch zdań mu się udało.
Lista sukcesów - zarówno drużynowych, jak i indywidualnych - Roberta Lewandowskiego jest bardzo długa. A z tym związane wiele dat, kiedy miał okazję świętować. Kiedy wydaje się, że nie ma już nic więcej do wygrania, to wciąż przekracza kolejne bariery. Teraz jest o krok od pobicia rekordu, który wydawał się być nie do pobicia. W sezonie 1971/72 1. Bundesligi Gerd Müller wbił aż 40 goli. O tym jaki to niebotyczny wynik niech świadczy to, że od tamtej pory tylko pięć razy zdarzyło się, żeby król strzelców niemieckiej ligi miał równo lub więcej niż 30 trafień. Raz było to zresztą udziałem Müllera, a raz - „Lewego”. Teraz Polak zrobił to drugi raz, ale już tak z przytupem, bo choć dopadły go w trakcie rundy wiosennej problemy zdrowotne, to jednak uzbierał już 39 bramek i czai się za plecami legendarnego Niemca.
W sobotę Polak może trafić na karty historii, bo jego klub - Bayern Monachium zmierzy się na wyjeździe z SC Freiburg. Jeśli rekord wtedy padnie, to stanie się to 15 maja 2021 roku, czyli dokładnie jedenaście lat po tym, jak Robert wygrał wszystko co było do wygrania w ojczyźnie i właśnie ruszał na podbój Zachodu. Przypomnijmy, że wówczas został sprzedany przez Kolejorza do Borussii Dortmund, z której w 2014 roku przeniósł się do Bawarii.
Wróćmy na chwilę wspomnieniami do 15 maja 2010 roku, kiedy dumni kibice Lecha mogli prezentować na trybunach i na specjalnie tego dnia wypuszczonych do sprzedaży koszulkach hasło: „To nie, że długi był marsz”. Nawiązywało do tego, że poznaniacy po siedemnastu latach odzyskali tytuł najlepszej drużyny w kraju. Wówczas na pierwsze miejsce wskoczyli w niesamowitych okolicznościach po przedostatniej kolejce, ale dla pewności potrzebowali wygranej przy Bułgarskiej z Zagłębiem Lubin. W jego szeregach biegał zresztą były lechita - Iljan Micanski, który został wówczas wicekrólem strzelców ligi, ale wielkich szans na dogonienie Lewandowskiego nie miał, bo przed wyjściem na murawę tracił do niego trzy trafienia.
A przed upływem pierwszego kwadransa drugiej połowy już cztery, bo wówczas Robert podwyższył wynik na 2:0. W jaki sposób? Inteligentnym zagraniem na lewą stronę popisał się Sławomir Peszko, do akcji włączył się Sergey Krivets, który zagrał wzdłuż pola bramkowego. Tam już czekał Lewandowski, który z zimną krwią wykorzystał kiks Michała Stasiaka. Po tym ciosie lubinianie już się nie podnieśli i przy Bułgarskiej 13,5 tysiąca kibiców (tylko tyle mogło wejść, bo trwała budowa areny Euro 2012) mogło rozpocząć świętowanie. A reprezentant Polski nie tylko do Pucharu Polski i Superpucharu dorzucił mistrzostwo kraju, ale też koronę króla strzelców (18 goli). Jasnym było, że w stolicy Wielkopolski nic więcej już nie wygra, więc może ruszać na podbój piłkarskiego świata. Data 15 maja 2010 zamknęła ostatecznie dwuletni, ale bardzo owocny rozdział Roberta Lewandowskiego w Lechu. Warto wciąż pamiętać, że to stąd wypłynął na szerokie wody.
Next matches
Friday
18.07 godz.20:30Recommended
Subscribe