Piłkarze Lecha Poznań, którzy latek trafili do drużyny Nenada Bjelicy, doskonale znają atmosferę największych rywalizacji na krajowych podwórkach. Zarówno Emir Dilaver, jak i Mario Situm występowali w spotkaniach o wysokiej stawce i obaj zapewniają, że czują się w nich świetnie. - Właśnie dla takich meczów przyjechałem do Polski - mówi chorwacki pomocnik.
W barwach Dinama Zagrzeb 25-letni pomocnik rozegrał blisko 50 spotkań. Cztery z nich przypadły na starcia określane w Chorwacji jako "Wieczne Derby", w których mierzył się z ekipą Hajduka Split. Rywalizacja między tymi zespołami przyciąga ogromną uwagę chorwackich kibiców z racji na historię zwaśnionych klubów. - Pamiętam moje pierwsze derby, w którym grałem. Miałem bodajże 19 lat i wszedłem na murawę z ławki. To był pierwszy raz, kiedy zagrałem przy pełnych trybunach. To było niesamowite przeżycie. Byłem młody, biegałem wszędzie, gdzie się da, chciałem na murawie robić wszystko - wspomina Situm.
Pomocnik Lecha wie, że mecze pomiędzy Lechem a Legią atmosferą mogą przypominać te rozgrywane w Chorwacji. - Dinamo i Hajduk są jak ogień i woda. To były gorące starcia, podczas których kibice szaleli. Nawet przed nimi przychodzili pod hotel piłkarzy rywala, nie dając im spać do rana - śmieje się zawodnik, który do Kolejorza trafił w czerwcu tego roku.
Chorwat uważa, że w trakcie swojej kariery nabrał doświadczenia, które jest pomocne przy okazji spotkań o dużym ciężarze gatunkowym. - Wiem, jak udźwignąć presję związaną z takim meczem. Derby to ciekawe doświadczenie, ale to nie one decydują o tytułach mistrzowskich. Nie ukrywajmy, ogranie największego przeciwnika stanowi powód do szczególnej satysfakcji. Pamiętam, gdy udało mi się strzelić gola Hajdukowi na swoim stadionie. Najpiękniejsza sytuacja to jednak ta, w której i zwyciężasz w derbowym spotkaniu, i na koniec sezonu zdobywasz mistrzostwo. Drużyna zawsze będzie ważniejsza, niż indywidualne osiągnięcia, tak samo końcowe rozstrzygnięcie ma większą wagę, niż jeden mecz -Situm.
Ciekawą historię miały również starcia, w których występował w ekipie Austrii Wiedeń obrońca, Emir Dilaver. Rywalizacja między Austrią a Rapidem Wiedeń sięga aż 1911 roku i liczy 322 pojedynki. Oba kluby mają swoje korzenie w tej samej dzielnicy stolicy Austrii, Hietzing. W ośmiu takich spotkaniach na murawie pojawiał się Dilaver, który jest zresztą wychowankiem "Fiołków". - Każde derby charakteryzowała zaciętość, a wyjątki od tej reguły były nieliczne. Pamiętam, gdy graliśmy na stadionie Rapidu, wygrywaliśmy wysoko już do przerwy. Kibice gospodarzy wbiegli na murawę, a my sprintem uciekliśmy do szatni - opowiada z uśmiechem gracz sprowadzony do Kolejorza z węgierskiego Ferencvarosu.
26-letni defensor podkreśla, że o atmosferę niedzielnego meczu się nie martwi. - Podczas każdego meczu w Poznaniu panuje świetny klimat. Widywałem jednak kilka pojedynków pomiędzy Lechem a Legią w telewizji i wiem, że mogę spodziewać się czegoś jeszcze bardziej szczególnego. Piłkarze odczuwają to do pierwszego gwizdka. Później czujesz się jak w tunelu, jesteś tak skoncentrowany na grze. Nie zdajesz sobie aż tak sprawy z tego, co się dzieje na trybunach - zaznacza Austriak.
Dilaver dobrze wie, jak ważne dla kibiców ze stolicy Wielkopolski są mecze z "Wojskowymi". – My rozumiemy naszych fanów. Kiedy przegrywamy jakiś mecz, czujemy się z tym fatalnie. Zwycięstwo w takim starciu daje ci niezwykłe szczęście, którego nie da się porównać do niczego innego. Zrobimy wszystko, żeby w niedzielę czuć się wspaniale. I żeby dać radość ludziom wspierającym nas - kończy obrońca Kolejorza.
Zapisz się do newslettera