2019-06-21 09:39 Mateusz Jarmusz , fot. Przemysław Szyszka

"Duch tamtego Lecha jest cały czas wyczuwalny" - wywiad z Dariuszem Skrzypczakiem

Jednym z nowych członków sztabu szkoleniowego Lecha Poznań jest wieloletni piłkarz Kolejorza, Dariusz Skrzypczak. Zapraszamy na rozmowę z asystentem trenera Żurawia o tym dlaczego nie zagrał w słynnych meczach z FC Barceloną, które mistrzostwo Polski zdobyte z Kolejorzem docenia najbardziej i ile znaczy dla niego powrót do Poznania.

Dla wielu kibiców Lecha Poznań jest trener bardzo ważną postacią i jednym z najlepszych piłkarzy w historii tego klubu. Jednak równocześnie nie jest trener rodowitym poznaniakiem, a więc czy mógłby pan opowiedzieć o tym w jakich okolicznościach trafił do Kolejorza?

- Na początek pozostaje mi podziękować za komplement, ponieważ jestem dumny z tego, że są kibice, którzy tak o mnie myślą. A skąd się wziąłem w Lechu? Pochodzę z Rawicza, wtedy położonego w byłym województwie leszczyńskim i jako młodzi piłkarze braliśmy udział w wewnętrznych eliminacjach do nieistniejącego już Pucharu Michałowicza. Byłem zawodnikiem Ravii Rawicz i wygraliśmy je pokonując Kanię Gostyń oraz Polonię Leszno. Krótko po tym sukcesie odbywała się w naszej okolicy konferencja trenerska. Podczas tego wydarzenia organizowano pokazy praktyczne, na których prezentowano jak powinno się szkolić zawodników w odpowiednim wieku. To właśnie my, jako reprezentacja województwa leszczyńskiego, zostaliśmy zaproszeni na te treningi. Ja za bardzo nie chciałem tam jechać, ponieważ zawsze byłem młodszy od swoich kolegów z drużyny i miałem pewne obawy. Jednak pomimo mojego podejścia i tego, że wstydziłem się zaprezentować przed trenerami ostatecznie koledzy mnie namówili. Pojechałem, wziąłem udział w treningu i nieskromnie powiem, że tak dobrze wykonywałem wszystkie ćwiczenia, że jeden z trenerów przekazał informację o mnie do Lecha Poznań. Poszła w świat wiadomość, że w województwie leszczyńskim jest taki i taki chłopak, kończy obecnie szkołę podstawową i może będzie możliwość ściągnięcia go do szkoły średniej do Poznania. Odwiedzali mnie trenerzy Wąsikiewicz i Łoś, usilnie namawiali, ale oczywiście dla mojej mamy najważniejsze było moje wykształcenie. Ostatecznie dogadaliśmy się, wylądowałem w technikum kolejowym na Fredry i przejście do Lecha Poznań stało się faktem.

Przyszedł trener do jednego z najlepszych zespołów w historii Kolejorza. Do wielkiej drużyny trenera Wojciecha Łazarka, która zdobyła dwa mistrzostwa Polski. Kolana zadrżały na początku?

- Oczywiście najpierw zostałem przewidziany do gry w juniorach, bo jednak miałem tylko piętnaście lat. Muszę powiedzieć, że tam też mieliśmy niezłą pakę, bo wśród moich kolegów byli m.in. Jarek Araszkiewicz, czy Darek Kofnyt. W takiej drużynie można było mieć ogromną radość z grania w piłkę. Po jakimś czasie na jeden z naszych treningów przyjechał trener Łazarek i powiedział, żebym przyszedł na zajęcia do pierwszego zespołu. Wtedy na pewno nogi się trochę pode mną ugięły, ale nie odczuwałem jakiegoś wielkiego paraliżu. Na szczęście jeszcze byłem bardzo młody, chciałem po prostu grać i nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego co za chwilę się wydarzy. Jednak jak teraz o tym pomyślę, jakie nazwiska były koło mnie… Bardzo dobrze wspominam ten okres, ponieważ zdecydowanie miałem się od kogo uczyć.

Kto na trenerze robił największe wrażenie?

- Jeżeli chodzi o technikę użytkową to zdecydowanie Mirosław Okoński. Niesamowity piłkarz. Jednak tak samo mogę tu wymienić Henryka Miłoszewicza. Pod względem waleczność i serca do gry to bez problemu można wskazać Hieronima Barczaka. Wielu było tam piłkarzy, którzy robili ogromne wrażenie na młodym chłopaku.

Oczywiście koledzy kolegami, ale chyba największy wpływ na pana rozwój miał trener Łazarek?

- Jak najbardziej. Trener Łazarek był w tamtym momencie jednym z najlepszych szkoleniowców w naszym kraju. Nie tylko miałem możliwość wcześnie rozpocząć treningi na tak wysokim poziomie, właściwie w tamtej chwili najwyższym możliwym w Polsce , ale równocześnie trener Łazarek był kimś więcej niż trenerem. Pamiętam była kiedyś taka sytuacja, że spóźniłem się z Rawicza na trening z powodu problemów na kolei, trener pozwolił mi trenować, ale powiedział, że na mecz mnie nie zabierze. A więc nie tylko trener, ale też wychowawca. Później już wiedziałem, że na trening warto wybierać o wiele wcześniejsze pociągi. Te początki w Lechu były dla mnie ogromną szkołą życia.

Jednak pomimo tego, że wchodził trener do tak wielkiej drużyny to na pierwszy sukces musiał pan czekać aż do 1988 roku, czyli do wygranego w rzutach karnych finału Pucharu Polski z Legią Warszawa.

- Na pewno trafiłem na czas przełomowy, ponieważ zespół się zmieniał z sezonu na sezon i coraz mniej było w nim piłkarzy tworzących ten wielki zespół początku lat 80-tych. Odszedł od nas także trener Łazarek, który został selekcjonerem reprezentacji. W finale tego pucharu graliśmy w Łodzi. Wszedłem na boisko na początku dogrywki, ale rzutu karnego nie wykonywałem. Był to mój pierwszy sukces w Kolejorzu, ale za swój pierwszy triumf uważam też regularne występy w reprezentacji U-21, bo konkurencja była naprawdę duża.

Kolejny sezon przyniósł dwumecz z wielką FC Barceloną i to pytanie musi tutaj paść, ponieważ narosło wiele historii na temat tego wydarzenia. Dlaczego nie wystąpił pan w obu spotkaniach z hiszpańskim gigantem?

- Ludzie różne rzeczy lubią dopowiadać, ale ja sam jestem sobie winny, że nie zagrałem w tych meczach. Wszystko zaczęło się od mojego zachowania podczas ligowego spotkania z GKS-em Katowice. Miało to miejsce tuż przed wylotem do Barcelony. W trakcie spotkania poprosiłem o zmianę, ponieważ myślami byłem już przy starciu z Hiszpanami. Moje zachowanie było nieprofesjonalne i po latach w ogóle nie dziwię się reakcji moich kolegów z drużyny i trenera Apostela. Do dzisiaj źle odebrane byłoby jeżeli zdrowy zawodnik sygnalizowałby chęć zejścia z boiska. Ostatecznie na ponad miesiąc trafiłem do rezerw, a z FC Barceloną zagrali inni.

Jak obecne ocenia pan to wydarzenie z perspektywy szkoleniowca?

- Brak występu był dla mnie bardzo bolesny, ale w pełni rozumiem decyzję trenera. Jestem wręcz wdzięczny za to naszemu szkoleniowcowi, ponieważ to wydarzenie miało ogromny wpływ na moją dalszą karierę. Zmieniło się moje podejście do wykonywanego przeze mnie zawodu. Od tamtego momentu do każdego meczu podchodziłem w stu procentach profesjonalnie. Był to ewidentny błąd młodości, który uświadomił mi wiele spraw. Do końca mojej gry w piłkę nie było sezonu, w którym nie rozegrałbym 80-90% spotkań.

Jednak później zaczęły się dla pana bardzo tłuste lata, a początkiem wszystkiego było mistrzostwo Polski w 1990 roku. Wtedy do ostatniej kolejki walczyliście o ten tytuł z GKS-em Katowice i Zagłębiem Lubin. Ile dla trenera znaczył ten sukces?

- Mistrzostwo Polski ma zupełnie inny charakter niż krajowy puchar. Na ten tytuł trzeba pracować przez cały sezon. Tym bardziej były to wyjątkowe rozgrywki, ponieważ przy wysokich porażkach były odejmowane punkty w tabeli. Mieliśmy fatalny początek i po kilku kolejkach mieliśmy nawet ujemną liczbę punktów. Wtedy do trenera Strugarka dołączył w roli menagera trener Kopa i jak już zaczęliśmy wygrywać to nie przestaliśmy do końca. Dodatkowo należy zwrócić uwagę, że mieliśmy wtedy bardzo młody zespół, w którym najstarsi zawodnicy mieli ok. 25 lat. Wtedy Kolejorz miał talent do sprowadzania nikomu nieznanych piłkarzy, którzy momentalnie wskakiwali na bardzo wysoki poziom. Przy takim podejściu trzeba mieć dużo szczęścia i Lech to szczęście miał. Byliśmy zgraną paką, która funkcjonowała bardzo dobrze.

To mistrzostwo przyniosło awans do pucharów. Najpierw rozegraliście udany dwumecz z Panathinaikosem Ateny, a następnie czekała was rywalizacja z gwiazdorską drużyną Olimpique Marsylia. Gdyby nie wydarzenia z rewanżu to pewnie dzisiaj tamte starcia byłyby objęte wśród kibiców takim kultem jak mecze z Barceloną. Zgadza się pan z tym?

- Możliwe, ale na pewno miałoby to ogromny wpływ na rozwój klubu. Jednak byliśmy zespołem, który za swoją niewiedzą musiał zapłacić frycowe. Była to drużyna złożona z ogromnej liczby gwiazd, z Franzem Beckenbauerem na ławce i do dzisiaj pozostaje żal, że nie mogliśmy z nimi zmierzyć się na normalnych warunkach. Jednak odpadliśmy, wyciągnęliśmy wnioski i na kolejny mecz wyjazdowy pojechaliśmy z własnym kucharzem.

I do tego teraz chciałem nawiązać. To przecież pan był jedną z głównych "ofiar" tego rewanżu. To trener z powodu trudnego do wyjaśnienia niedysponowania nie mógł zagrać w tym meczu.

- Już na obiedzie czułem, że coś jest nie tak, ale myślałem, że to może trema przedmeczowa. Nie byliśmy doświadczeni na arenie europejskiej i myślałem, że to jest powodem. Chciałem zagryźć zęby i grać pomimo tego. Jednak im bliżej meczu, tym było gorzej. W końcu zgłosiłem to trenerowi, a on podjął decyzję o zmianie w pierwszym składzie.

Z tego co wiem nie obejrzał pan ani minuty z tego meczu.

- Całe spotkanie spędziłem śpiąc w szatni, a tak naprawdę doszedłem do siebie dopiero po wylądowaniu w Poznaniu.

Kolejnym trofeum było mistrzostwo w 1992 roku, kiedy zdominowaliście ligę i nie pozostawiliście złudzeń kto jest najlepszą drużyną w Polsce.

- Trzon zespołu cały czas był taki sam, cały czas byliśmy tym Lechem, który postawił się Marsylii, a dodatkowo byliśmy już wszyscy bardziej doświadczeni niż wtedy. Kolejorz był zdecydowanie najlepszym zespołem w lidze i przez większość sezonu byliśmy na pierwszym miejscu w tabeli. To doprowadziło nas ponownie do europejskich pucharów. Oczekiwania były duże, a po odpadnięciu z IFK Goeteborg odczuwaliśmy straszny zawód. Gdybyśmy wtedy ich przeszli to bylibyśmy w ósemce najlepszych klubów w Europie.

Ale ten sezon pamiętany jest też z innego powodu.

- Wiadomo jak wyglądały tamte rozrywki i o tym już wszystko zostało powiedziane. Po prostu zaakceptowaliśmy to mistrzostwo Polski, co umożliwiło nam grę ze Spartakiem Moskwa. Jednak z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nie był to zespół do przejścia. Byli po prostu dla nas za mocni. Myślę, że kiedy mieliśmy swój najlepszy czas po prostu brakowało nam meczów z najlepszymi drużynami w Europie. Organizacyjnie wyglądaliśmy naprawdę dobrze, mieliśmy świetnych zawodników, ale brakowało tego ogrania. Następnie doszło do pewnych przetasowań i jak się okazało Lech musiał bardzo długo czekać na kolejne sukcesy. Wielu zawodników zostało sprzedanych, sprowadzani gracze nie prezentowali takiej jakości, jak ci którzy odchodzili. To był już zupełnie inny zespół. Bardzo dobrze czułem się wtedy w Poznaniu, tak samo było z moją rodziną, przecież moje dzieci urodziły się właśnie tutaj. Tak naprawdę nie chciałem i nie miałem powodu wyjeżdżać z Polski. Jednak polityka i filozofia klubu była inna.

Przez te lata gry w Lechu zmieniała się trochę pana rola. Początkowo rzadko trafiał pan do siatki rywala, a w sezonach mistrzowskich, pod koniec obecności w Kolejorzu, tych goli było już około dziesięciu na rok. Skąd taka zmiana?

- Z jednej strony zmieniła się moja rola na boisku, zacząłem też inaczej grać, ale przede wszystkim po tych pierwszych sukcesach na samym początku lat 90-tych odbyłem krótką rozmowę z trenerem Jerzym Kopą. Głównie chodziło o przedłużenie kontraktu, ale powiedział mi wtedy, że jak chcę zrobić kolejny krok w mojej karierze to muszę strzelać więcej goli. I rzeczywiście wziąłem sobie to do serca. Zacząłem częściej grać jako ofensywny pomocnik i dzięki temu miałem o wiele więcej sytuacji. O wiele częściej zacząłem decydować się na strzały z dystansu i częściej zamykałem akcje w polu karnym. Bardzo się z tego cieszyłem, ponieważ rzeczywiście zrobiłem kolejny krok do mojego rozwoju.

No i ta dobra forma doprowadziła do powołania do reprezentacji Polski. Co ciekawe, ten czas w kadrze także związany był mocno z Poznaniem.

- Wynikało to z tego, ze byliśmy najlepszym zespołem w Polsce i równocześnie graliśmy na jednym z najładniejszych stadionów. W Poznaniu był wtedy klimat dla piłki nożnej i korzystała też z tego reprezentacja.

Który mecz w kadrze wspomina pan najlepiej?

- Pomimo tego, że z Francją przegraliśmy wysoko 1:5 to właśnie to spotkanie najbardziej wspominam, bo był to mój debiut. Niesamowita była ta możliwość mierzenia się z najlepszymi, a we francuskiej reprezentacja występowali wtedy wybitni piłkarze, jak Papin, Cantona, czy Tigana. Jeżeli chce się robić postępy to właśnie trzeba podpatrywać takich zawodników.

Tak jak trener wspomniał przyszedł w końcu ten moment kiedy trzeba było odejść z Lecha. Czy miał pan propozycje z innych lig niż szwajcarska?

- Wtedy był taki okres, że nie o wszystkim informowano zawodników, a więc nic nie wiem na ten temat. Można trochę na moją karierę spojrzeć tak, że była prowadzona wzorcowo. Najpierw występy w młodzieżowych reprezentacjach, później gra w Lechu, sukcesy w tym klubie, a następnie debiut w dorosłej kadrze. Jak wspomniałem nie spieszyło mi się do wyjazdu, ale skoro takie było podejście klubu to po sezonie 1993/1994 powiedziałem, że chyba czas też na mnie. Zdecydowałem się na Szwajcarię i wyjechałem.

Ta decyzja mocno odmieniła pana życie. Okazało się, że spędził pan w tym kraju ponad dwadzieścia lat.

- Zdecydował o tym sukces. Oczywiście nie taki jak w Lechu, bo dla FC Aarau takowym było utrzymanie. Był to klub, w którym było wielu piłkarzy o różnych narodowościach i mieliśmy okazję na co dzień występować z zespołami rozpoznawalnymi na arenie europejskiej. Uznałem, że gra w takim zespole jest pewnego rodzaju wyzwaniem i jeżeli sprawdzę się w tym otoczeniu to będzie to kolejny krok w moim piłkarskim rozwoju. Temu były podyktowane pierwsze dwa lata w Szwajcarii. I jak się okazało gra tam miała wiele plusów. Są tam o wiele mniejsze dystanse do pokonywania, przez co byłem częściej w domu, z rodziną. System w szkole jest taki, że w ciągu dnia dzieciaki mają przerwę w trakcie której wracają do siebie, a więc tym bardziej widywałem ich częściej niż w Polsce. Oprócz tego ja robiłem swoje i byłem doceniany. Po dwóch latach przedłużyłem kontrakt o rok. Później o kolejny i o kolejny. Co roku pojawiał się temat powrotu do Polski, ale ostatecznie podejmowaliśmy decyzję o pozostaniu. I tak się nazbierało dwadzieścia pięć lat. Po zakończeniu kariery piłkarskiej, czyli po dziewięciu latach spędzonych w Szwajcarii, postanowiłem zostać trenerem. Wybrałem naukę w tym kraju, ponieważ na tamten moment uważałem, że szwajcarska piłka stoi na wyższym poziomie niż polska. Poza tym to jest zupełnie inna filozofia tego sportu, a więc obecnie mój warsztat jest mieszanką tych dwóch systemów. Przez to wydaje mi się, że jestem bardziej uniwersalny.

Jak zareagował pan na to jak drużyna trenera Franciszka Smudy zlała kilka lat temu Grasshopper Zurych?

- Musieli poszerzyć mi wejście do szatni, bo wchodziłem do niej z wypiętą piersią. Widać było, że Szwajcarzy mieli ogromny szacunek do tego co Lech wtedy zrobił. Nikt się tego nie spodziewał, a poznaniacy nie pozostawili złudzeń kto jest lepszym zespołem. Byłem wtedy bardzo dumny.

Rozumiem, że nie wahał się pan przed powrotem do Kolejorza?

- Ani trochę. Nie było nawet momentu zawahania, bo ja cały czas czekałem na tę szansę. Rodzina wiedziała, że od 2003 roku, od czasu kiedy przestałem grać w piłkę, moja torba była już spakowana i czekałem tylko na sygnał z mojego klubu. Trwało to troszkę dłużej niż myślałem, ale cieszę się z tego, że jestem tutaj. Chociaż równocześnie wydaje mi się, że to jest bardzo dobry moment na powrót. Czekałem, przygotowywałem się i widać tak miało być.

Czuje pan głód Lecha i Poznania?

- Jak grałem w Kolejorzu moje nastawienie było takie, że chciałem wygrywać wszystko. Trafiłem na taki okres, że w wielu przypadkach mi się to udało. Jako trener też postawiłem sobie taki cel. Dlatego teraz chcę właśnie tak działać. Zawsze sobie powtarzałem, że jeżeli będzie możliwość powrotu do Polski to właśnie Lech będzie miał dla mnie priorytet. Dlatego powrót jest kontynuacją tych celów, które stawiałem sobie od momentu zakończenia kariery piłkarskiej. Mam możliwość teraz pomóc Darkowi Żurawiowi i odbieram to jako szczęście, w ramach którego mogę dołożyć swoją cegiełkę do funkcjonowania klubu, który zajmuje w moim sercu bardzo ważne miejsce. Mamy ciekawą grupę piłkarzy i teraz naszym zadaniem jest nawiązać z nimi taką współpracę, żebyśmy wszyscy widzieli przed sobą jeden cel, a mianowicie sukcesy Lecha.

Jednak stadion, na którym będzie pan mógł odnosić te sukcesy jest już trochę inny.

- Ale boisko jest w tym samym kierunku, a "duch" tamtego Lecha jest cały czas wyczuwalny. Jednak najważniejsze jest to co jest tu i teraz. Piłkarze mogą być świadomi tego, jakie trofea zdobywałem w Poznaniu, ale najważniejsze jest to jakim jestem szkoleniowcem, jaki mam warsztat i istotne są też relacje między nami. Chcę, żeby widzieli we mnie człowieka, z którym można zawsze porozmawiać, a nie tylko moją przeszłość.

Rozmawiał Mateusz Jarmusz

Następne mecze

Niedziela 12.05 godz.17:30
Lech Poznań
vs |
Legia Warszawa
Niedziela 19.05 godz.17:30
Widzew Łódź
vs |
Lech Poznań

Polecamy

Newsletter

Zapisz się do newslettera

Więcej

KKS LECH POZNAŃ S.A.
Enea Stadion
ul. Bułgarska 17
60-320 Poznań

Infolinia biletowa:
tel.  61 886 30 30   (10:00-17:00)

Infolinia klubowa: Tel: 61 886 30 00
mail: lech@lechpoznan.pl
Biuro Obsługi Kibica

Korzystamy z plików cookies

Stosujemy pliki cookies, które są niezbędne do tego, aby osoby odwiedzające nasz serwis mogły korzystać z dostępnych usług i funkcjonalności. Używamy również plików cookies podmiotów trzecich, w tym plików analitycznych i reklamowych. Szczegołowe informacje dostępne są w "Polityce cookies". W celu zmiany ustawień należy skorzystać z opcji ZMIENIAM USTAWIENIA.

Akceptuję opcjonalne pliki cookies

Odrzucam opcjonalne pliki
cookies

Ustawienia prywatności

Niezbędne

Niezbędne pliki cookies umożliwiają prawidłowe wyświetlanie strony oraz korzystanie z podstawowych funkcji i usług dostępnych w serwisie. Ich stosowanie nie wymaga zgody użytkowników i nie można ich wyłączyć w ramach zarządzania ustawieniami cookies.

Reklamowe

Reklamowe pliki cookies (w tym pliki mediów społecznościowych) umożliwiają prezentowanie informacji dostosowanych do preferencji użytkowników (na podstawie historii przeglądania oraz podejmowanych działań,w serwisie oraz w witrynach stron trzecich wyświetlane są reklamy). Dzięki nim możemy także mierzyć skuteczność kampanii reklamowych KKS Lech Poznań S.A. i naszych partnerów.

W każdej chwili możesz zmienić lub wycofać swoją zgodę za pomocą ustawień dostępnych w ustawieniach prywatności.

Analityczne

Reklamowe pliki cookies (w tym pliki mediów społecznościowych) umożliwiają prezentowanie informacji dostosowanych do preferencji użytkowników (na podstawie historii przeglądania oraz podejmowanych działań,w serwisie oraz w witrynach stron trzecich wyświetlane są reklamy). Dzięki nim możemy także mierzyć skuteczność kampanii reklamowych KKS Lech Poznań S.A. i naszych partnerów.

W każdej chwili możesz zmienić lub wycofać swoją zgodę za pomocą ustawień dostępnych w ustawieniach prywatności.

Zapisz moje wybory