Beniaminkowie zaprawieni w bojach

Pierwszoligowa rywalizacja o promocję do ekstraklasy przybierała w minionych latach postać walki do ostatniej kolejki zmagań. Raków Częstochowa postanowił zerwać z tą "tradycją" i nie oglądając się za siebie, zapewnił sobie awans już na miesiąc przed końcem rozgrywek. Ich nieobecność na najwyższym poziomie trwała 21 lat. Przez większość tego czasu tułali się po niższych poziomach, rozpoczynając wędrówkę od czwartej ligi. W tym czasie w ich strukturach doszło jednak do licznych zmian. Zdaniem ekspertów momentem przełomowym w ich najnowszej historii okazało się zatrudnienie trenera Marcina Papszuna. Objął on stery częstochowian trzy lata temu. Od tego momentu czerwono-niebiescy sukcesywnie stawiali kolejne kroki na drodze powrotu do elity.

W sezonie 2018/19 zawodnicy z Częstochowy dominowali w lidze praktycznie od początku. Co prawda pierwszą porażkę ponieśli w trzeciej kolejce (Chojniczanka Chojnice 1:2), jednak przez kolejnych 23 spotkań pozostawali niepokonaną ekipą. Na pięć potyczek przed końcem mogli cieszyć się z pierwszego od 1994 roku sukcesu. To wtedy właśnie awansowali do ekstraklasy po raz pierwszy. Na najwyższym poziomie rozegrali wówczas cztery kampanie z rzędu. Najlepszym rezultatem było ósme miejsce. Bieżący rok to dla nich również pasjonująca przygoda w Pucharze Polski zakończona dopiero w półfinale. W nim nie dali rady późniejszemu triumfatorowi, Lechii Gdańsk (0:1).

Piąty sezon na najwyższym poziomie rozpoczną domowym meczem przeciwko Koronie Kielce w… Bełchatowie. Ich stadion nie spełnia bowiem wymogów ekstraklasy. Wierząc zapowiedziom, na własnym obiekcie zagrają dopiero w rundzie wiosennej. Oznacza to, że Lech Poznań nie zawita w tym roku do Częstochowy. Przynajmniej w ramach rozgrywek ligowych.

Jeśli wskazać by punkt na piłkarskiej mapie Polski, którego szczególnie brakowało w ekstraklasie, była to Łódź. Miasto to zajmuje drugie miejsce pod względem liczebności klubów z występem w najwyższej klasie rozgrywkowej zaraz po Krakowie. Oczywiście, tymi najbardziej liczącymi się, obok których trudno przejść obojętnie są ŁKS i Widzew. Pierwszy z wymienionych wraca "na salony" po siedmiu latach przerwy.

"Rycerze Wiosny" zajmujący szóste miejsce w tabeli wszech czasów, rozstali się z elitą w 2012 roku. Borykali się wówczas z wieloma problemami, które uniemożliwiały im normalne funkcjonowanie. Skutkowało to degradacją do czwartej ligi. Misji odbudowy zespołu dwukrotnego mistrza Polski podjęło się Stowarzyszenie Kibiców ŁKS wraz z Akademią Piłkarską ŁKS.

Łodzianie zaczynali od tego samego poziomu, co Raków, lecz swoją drogę pokonali znacznie szybciej. W czwartej lidze nie mieli sobie równych. Prawdziwe bum nastąpiło w sezonie 2016/17. Od tego momentu corocznie wywalczali promocję do wyższych rozgrywek. Każdy sukces coraz bardziej ich motywował. Udało się przy tym zachować jednak zimną głowę. Gdy w końcu znaleźli się na zapleczu ekstraklasy, nikt w Łodzi nie mówił głośno o kolejnym awansie. Tam znów pokazali klasę. W rundzie rewanżowej wychodziło im właściwie wszystko. Zdobywca Pucharu Polski z 1957 roku mógł świętować kolejny sukces na dwie kolejki przed końcem pokonując Chojniczankę Chojnice (2:0).

Trudno wskazać w tym przypadku jednego ojca sukcesu. W trzech ostatnich sezonach ŁKS prowadziło trzech różnych trenerów. Tym, który powrócił z nim do ekstraklasy jest jednak Kazimierz Moskal.