Lech Poznań zagra w trzeciej rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów z Crveną Zvezdą Belgrad. To pierwszy w historii dwumecz Kolejorza z klubem z Serbii. Przy tej okazji przyjrzeliśmy się międzynarodowym bojom z ekipami z Bałkanów i będzie to piąta konfrontacja z drużyną z tego regionu Europy. Cztery poprzednie kończyły się awansami poznaniaków. Jak będzie tym razem?
Półwysep Bałkański, skrótowo nazywany Bałkanami, to obszar w Europie południowej, który od zachodu ograniczony jest morzami Adriatyckim i Jońskim, od wschodu Czarnym i Marmara (cieśniny Bosfor i Dardanele), a od południowego wschodu - Egejskim. Północna granica ma charakter umowny. Jeśli chodzi o kraje, to wliczane są na pewno Albania, Bośnia i Hercegowina, Bułgaria, Chorwacja, Czarnogóra, Grecja, Macedonia Północna, Serbia, a także częściowo Rumunia i europejska część Turcji. Dodatkowo Słowenia oraz Kosowo są również czasami wliczane do tego regionu.
Łącznie zatem 12 państw, a w trwającej już 47 lat przygodzie z europejskimi pucharami Lech Poznań odwiedził zaledwie cztery. Jakoś losowania sprawiają, że omija ten skrawek Europy. Do tej pory był tylko w Albanii, Grecji, Bośni i Hercegowinie, a także Macedonii Północnej.
W 1988 roku, zanim doszło do dwumeczu ze słynną FC Barcelona, Kolejorz w nieistniejącym już Pucharze Zdobywców Pucharów wpadł na albański klub Flamurtari Wlora - tak brzmi bowiem polska nazwa tego miasteczka. Na wyprawę do Albanii - kraju wówczas zamkniętego i niechętnie wpuszczającego indywidualnie turystów ze względu na reżim Envera Hodży - wybrał się jeden polski dziennikarz, Andrzej Kuczyński. To z jego relacji skorzystały wówczas redakcje. Kolejorz wygrał 3:2 po golach Damiana Łukasika, Jarosława Araszkiewicza oraz Mariusza Głombiowskiego. W rewanżu przy Bułgarskiej było 1:0, trafił Araszkiewicz. - Przyjemnie przychodzić na konferencję prasową, kiedy się wygrywa - uśmiechał się trener Henryk Apostel. Bo faktycznie poznaniacy byli wtedy w dołku. Co ciekawe, w tym dwumeczu szerokiej publiczności pokazał się młody, utalentowany Andrzej Juskowiak, który lada moment miał stać się jednym z kluczowych graczy kolejowej jedenastki.
Dwa lata później w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych doszło do jedynego dwumeczu z klubem greckim - Panathinaikosem Ateny, który sięgnął po polskich graczy - sprowadził tych, którzy zdobywali mistrzostwo Polski: Józefa Wandzika z Górnika Zabrze (mistrz z lat 1985–1988) oraz Krzysztofa Warzychę z Ruchu Chorzów (mistrz z 1989 roku). To potęgowało napięcie i smak rywalizacji - poznaniacy mieli się zmierzyć ze starymi znajomymi z polskich boisk.
Nie minęła jeszcze pierwsza minuta, gdy szwedzki arbiter wskazał na rzut karny, kiedy faulowany był Bogusław Pachelski. Czesław Jakołcewicz wykorzystał jedenastkę. Lech grał wyśmienicie. W 18. minucie obrońca uderzył z daleka i piłka wpadła do siatki. Stadion znów eksplodował radością. - Nie przypuszczałem nawet, że Józek to puści. To nie był jakiś wybitny strzał. Raczej uderzyłem od niechcenia. A jednak wpadło - wspominał. Trzecią bramkę, ustalającą wynik na 3:0, także strzelił nominalny obrońca! Był nim ofensywnie ustawiony tego dnia Marek Rzepka.
Odrobienie strat rzędu 0:3 nie przerażało Greków w ogóle. Grecka prasa dosyć szybko zaczęła rozpowszechniać pogłoski, jakoby poznaniacy byli skłonni... sprzedać awans do kolejnej rundy w zamian za premię po 5 tysięcy dolarów dla każdego piłkarza. Ostatecznie dostali podobne premie od Mirosława Okońskiego, klubowej legendy, który wtedy grał w AEK Ateny. Rewanż na Stadionie Olimpijskim, na który przyszło 50 tysięcy kibiców, goście wygrali 2:1. Trafiali Bogusław Pachelski oraz Kazimierz Moskal.
W 2015 roku w drugiej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów Lech trafił na FK Sarajewo. W gorącej atmosferze w stolicy Bośni i Hercegowiny szybko z gry wypadł Karol Linetty, a potem także Dawid Kownacki. Ale zespół stanął na wysokości zadania. Kiedy swojego pierwszego gola (jednego z zaledwie dwóch w trakcie całego pobytu przy Bułgarskiej) w niebiesko-białych barwach wbił sprowadzony latem 2015 Denis Thomalla, który podwyższył na 2:0, to stało się jasne, że pierwsza przeszkoda zostanie pokonana. Wynik otworzył natomiast na wyjeździe Kasper Hämäläinen.
Ozdobą rewanżu była bramka wbita bezpośrednio z rzutu wolnego przez Barry’ego Douglasa. Lech wygrał skromnie, 1:0, ale nie musiał się wysilać. W kolejnej rundzie nie miał szczęścia w losowaniu - wpadł na szwajcarski FC Basel i marzenia o Champions League należało odłożyć.
I na koniec o Macedonii Północnej, bo w sezonie 2017/2018 w eliminacjach Ligi Europy Kolejorz wpadł na FK Pelister Bitola z tego kraju. Jeśli spojrzymy na kalendarz, to nigdy wcześniej i nigdy później Lech tak szybko nie rozpoczynał pucharowej rywalizacji. Podczas gdy większość klubów z Europy Zachodniej odpoczywało jeszcze na urlopach i nie myślało o graniu o punkty, to Kolejorz już musiał przebijać się przez kolejne rundy pucharowe. Po raz pierwszy i ostatni swoje starcie pucharowe rozgrywał jeszcze w czerwcu (dokładnie 29), więc trener Nenad Bjelica postanowił przystąpić do gry niemal z marszu, w trakcie przygotować do rundy jesiennej.
Pomagało to, że przeciwnik był słaby, bo nawet nie był czołową ekipą we własnym kraju. W dwumeczu lechici wbili rywalom siedem goli, nie stracili żadnego. Dodajmy, że rewanż odbył się na stadionie w Strumicy, bo tam był obiekt przystosowany do wymogów UEFA. Pelister nie mógł grać u siebie.
Zapisz się do newslettera