Lech Poznań ma na koncie najwięcej Superpucharów w historii. Do tej pory Kolejorz triumfował sześciokrotnie w rywalizacji o to trofeum. Połowę z nich wywalczył po wygranych nad Legią Warszawa, z którą ma w tych rozgrywkach stuprocentową skuteczność. Jak będzie tym razem? Lech - Legia na Enea Stadionie przy Bułgarskiej w niedzielę, 13 lipca o godzinie 18.
Prześledźmy trzy boje Lecha Poznań oraz Legii Warszawa o Superpuchar Polski. Pierwsza obyła się blisko 35 lat temu w Bydgoszczy, pozostałe dwie w minionej dekadzie - jedna w Poznaniu, druga przy Łazienkowskiej w stolicy.
Bramki: 0:1 Świetlik (10.), 1:1 Pachelski (24.), 2:1 Gębura (57.), 3:1 Moskal (68.)
Pierwszy Superpuchar wywalczony przez Kolejorza. Stało się to w trzecim podejściu, więc można tutaj zastosować znane powiedzenie, że do trzech razy sztuka. Wcześniej Kolejorz przegrał bowiem z Lechią Gdańsk (0:1), a także Górnikiem Zabrze (1:2) odpowiednio w 1983 oraz 1987 roku. Wtedy walka o to trofeum zaczynała się dopiero odbywać regularnie, bo legendarny trener Kazimierz Górski zaproponował kilka lat wcześniej, żeby tydzień przed startem ligi rozgrywać bój o Superpuchar i Polski Związek Piłki Nożnej na to przystał. Piłkarska centralna do współpracy zaprosiła fundację Gloria Victis. Na miejsce konfrontacji wybierano obiekt neutralny, tutaj padło na Bydgoszcz. Co ciekawe, pierwotnego terminu nie dochowano, bo Lech i Legia spotkały się dopiero we wrześniu, a już wtedy zespoły miały za sobą pięć kolejek ligowych.
Arbitrem był Michał Listkiewicz, który jeszcze półtora miesiąca wcześniej uczestniczył w finale mistrzostw świata we Włoszech, pełnił tam rolę sędziego asystenta. Kolejne ciekawostka - lechici zastrajkowali wcześniej ze względu na zaległości w wypłatach, atmosfera po wywalczeniu mistrzostwa kraju nie była latem przy Bułgarskiej optymalna. Forsa się jednak ostatecznie znalazła, a Superpuchar został wywalczony dosyć gładko. Owszem, legioniści objęli prowadzenie, ale niespełna kwadrans później wyrównał Bogusław Pachelski. A po zmianie stron w dziesięć minut najpierw Michał Gębura, a potem Kazimierz Moskal, który chwilę wcześniej został pozyskany z Wisły Kraków, dali dwubramkowe prowadzenie i sprawa była rozstrzygnięta. Dodajmy, że w Muzeum Lecha znajduje się koszulka obrońcy Kolejorza Marka Rzepki właśnie z tego spotkania.
Bramki: 1:0 Kędziora (10.), 2:0 Kamiński (35.), 3:0 Linetty (87.), 3:1 Żyro (90.)
Lech był mistrzem kraju, Legia - zdobywcą Pucharu Polski. A wtedy obowiązywała zasada, że zwycięzca ligi jest gospodarzem konfrontacji o Superpuchar. Ciekawostka - nigdy wcześniej ani nigdy później nie było wyższej frekwencji na rywalizacjo o to trofeum. Przy Bułgarskiej pojawiło się dokładnie 40 088 widzów. Kto wie, może teraz ten wynik zostanie pobity? Nie było żadnych wątpliwości, kto jest lepszy na murawie. Drugi ciekawy fakt - wszystkie gole dla gospodarzy, którzy prowadzili w końcówce 3:0, strzelili wychowankowie. Najpierw dwaj obrońcy Tomasz Kędziora i Marcin Kamiński, a później pomocnik Karol Linetty, który po kontrataku postawił kropkę nad i.
Lech wygrał, ale w głowach wszystkich było to, co miało dziać się cztery dni później. Wówczas bowiem Kolejorz przystępował do eliminacji Ligi Mistrzów. - Szykowaliśmy się do bojów europejskich, a na Superpuchar przyszło 40 tysięcy kibiców. To było święto wtedy, fajerwerki leciały, a my na boisku wygraliśmy 3:1, choć też przez wzgląd na to, że zaraz lecimy do Sarajewa nie byliśmy w optymalnym składzie. Zagrałem 90 minut. Sam chciałem, nikt mnie nie musiał zmuszać, bo taki już byłem - zawsze chciałem występować i sprawdzać się na murawie - wspomina pomocnik Lecha Łukasz Trałka. Dodajmy, że trenerem Niebiesko-Białych był wówczas Maciej Skorża.
Bramki: 0:1 Makuszewski (22.), 1:1 Guilherme (36.), 1:2 Lasse Nielsen (65.), 1:3 Formella (90.), 1:4 Formella (90.)
W Warszawie tym meczem debiutował trener Besnik Hasi, który zastąpił Stanisława Czerczesowa. - To najlepszy przykład, jak w futbolu wszystko szybko się zmienia. Zaledwie rok temu Legia lizała rany po przegranym sezonie, a Lech prężył muskuły po zdobyciu mistrzostwa Polski. Dziś sytuacja jest odwrotna. Stołeczna drużyna trzyma berło i koronę dokładając do tego krajowy Puchar. Kolejorz przystępuje do spotkania o Superpuchar jako siódma drużyna ekstraklasy, traktując spotkanie jako odtrutkę po niedawnych niepowodzeniach - pisali dziennikarze Przeglądu Sportowego w zapowiedzi.
Oba kluby nie wystawiły optymalnych składów. Goście prowadzili po golu Macieja Makuszewskiego, ale wyrównał przed przerwą Guilherme. Po zmianie stron na 2:1 dla Kolejorza trafił Lasse Nielsen. A w doliczonym czasie dobił gospodarzy dwoma trafieniami Dariusz Formella, dla którego był to bodaj najlepszy występ w niebiesko-białych barwach.
- Takie dziwne spotkanie. Przed samym meczem było wiadomo, że zobaczymy jak obie drużyny poradzą sobie z brakiem ważnych zawodników. Lech i Legia to są takie zespoły, że niezależnie od wszystkiego mają na własnym boisku wygrywać. Było wiadomo, że wszystko się może zdarzyć. Bo Legia potrafi wygrać w Poznaniu, a Lech w Warszawie. Wynik zaskakujący, bo wysoki. Zawsze miło wygrać na początek, bo to trofeum - komentował po ostatnim gwizdku trener Lecha Jan Urban.
Zapisz się do newslettera