Już 502 minut na zdobycie bramki czekają zawodnicy Lecha. W tym czasie kilkukrotnie obijali słupki i poprzeczki bramek rywali. Piłka jednak nie chce wpaść do siatki przeciwnika. - Nie wiemy co na to poradzić - mówią piłkarze.
Już 502 minut na zdobycie bramki czekają zawodnicy Lecha. W tym czasie kilkukrotnie obijali słupki i poprzeczki bramek rywali. Piłka jednak nie chce wpaść do siatki przeciwnika. - Nie wiemy co na to poradzić - mówią piłkarze.
Ostatniego gola dla Lecha zdobył 19 kwietnia w spotkaniu z Piastem Gliwice. W 38. minucie piłkę do siatki skierował Nicki Bille. Jeszcze w tym samym spotkaniu przy stanie 2:0 dla Kolejorza w spojenie słupka z poprzeczką trafił Karol Linetty. To jednak nie była jedyna taka sytuacja w ostatnich meczach.
W spotkaniu z Lechią w poprzeczkę trafił Szymon Pawłowski. Kilka dni później w finale Pucharu Polski po jego uderzeniu piłka zatrzymała się na słupku bramki przeciwnika. Blisko zdobycia goli był także Maciej Gajos. Pomocnik Kolejorza w dwóch ostatnich meczach - z Cracovią i Zagłębiem trafił w poprzeczkę.
- Nie zdarzyło mi się, żebym mecz po meczu trafił z rzutu wolnego w poprzeczkę. Ciężko powiedzieć dlaczego tak się dzieje. Każdy z nas bardzo chce trafić do siatki. Co mecz piłka zatrzymuje się na słupku albo poprzeczce i nie chce wpaść. To nie jest normalna sytuacja, bo gramy już pięć albo sześć meczó bez bramki. To daje dużo do myślenia - mówi Maciej Gajos.
To nie jest jednak jedyny zawodnik rozczarowany obecną sytuacją. - Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Czy można mówić o pechu? Mamy umiejętności, stwarzamy sobie sytuacje, ale brakuje nam szczęścia i skuteczności - podkreśla skrzydłowy Kolejorza Kamil Jóźwiak.
Wisła Płock
Lech Poznań
Zapisz się do newslettera