Lech ostatnio przełamuje passy. Czas na kolejną

Gdy Kolejorz po raz ostatni wyjeżdżał z Białegostoku z kompletem punktów, podstawowy dziś skrzydłowy Lecha Poznań Jakub Kamiński miał raptem 11 lat. To pokazuje, że od zwycięstwa Kolejorza na obiekcie Jagiellonii, zresztą po golu innego bocznego pomocnika Gergo Lovrencsicsa, minęło już naprawdę sporo czasu. Od kwietnia 2013 roku stadion przy ulicy Słonecznej jest dla lechitów niezdobytą twierdzą, ale kto miałby odwrócić tę nie najlepszą passę, jeżeli nie zespół trenera Dariusza Żurawia, który w tym sezonie dał już radę przerwać kilka kiepskich serii?

Kiedy w drugiej rundzie eliminacji do Ligi Europy los skojarzył Kolejorza ze szwedzkim Hammarby IF, wielu postawiło już na niebiesko-białych krzyżyk. Raz, bo rywal był z gatunku tych mocnych i dwa, bo Lech w swojej historii trzykrotnie natrafiał w pucharach na rywali ze Szwecji i za każdym razem po dwumeczach z nimi żegnał się z rozgrywkami.

A tymczasem lechici na Tele2 Arenie w Sztokholmie rozprawili się z przeciwnikami 3:0 i przełamali "szwedzką klątwę". Trener Żuraw na konferencjach prasowych przed meczami zwykł odpowiadać na pytania dziennikarzy o niekorzystne serie, że nie lubi patrzeć w przeszłość, bo interesuje go to, co tu i teraz, ale po pokonaniu Hammarby przyznał, że cieszy go przełamanie złej passy ze Szwedami.

Podobna sztuka lechitom udała się zresztą w decydującej o awansie do fazy grupowej rywalizacji z Royalem Charleroi, bo belgijskie ekipy dotychczas też były dla Kolejorza "la bestia negra", czyli przeciwnikami nie do przejścia. Pogromcami Lecha w przeszłości były ekipy Club Brugge i KRC Genk, ale "Zebry" z Charleroi udało się pokonać i po pięciu latach wrócić do fazy grupowej LE. Teraz pora na przełamanie w Białymstoku i pierwsze trzy punkty na Podlasiu od siedmiu lat.