Okres świąteczny to idealny moment, by podsumować z perspektywy czasu zakończoną rundę. W tym celu porozmawialiśmy z pierwszym w historii Lecha Poznań zagranicznym trenerem, który sięgnął po mistrzostwo Polski - Nielsem Frederiksenem. Zapraszamy na szczerą rozmowę ze szkoleniowcem, nie brakuje w niej konkretnych wniosków odnośnie ostatnich miesięcy oraz zapowiedzi tego, co czeka nas już w nowym roku.
32 mecze rozegrane w nieco ponad 150 dni, trudny początek pod kątem sytuacji zdrowotnej czy niełatwe momenty w kolejnych miesiącach każą zacząć rozmowę od jednego pytania: czy to była dla pana najbardziej wymagająca runda w trenerskiej karierze?
- Na pewno jedna z najbardziej intensywnych. We wcześniejszych klubach przebijałem się przez eliminacje europejskich pucharów, ale ta sztuka nam się nie udawała, a także rywalizowałem już w fazie zasadniczej tych rozgrywek, jednak dostawaliśmy się do nich praktycznie z automatu. Nigdy nie zdarzyło mi się rozgrywać i całych kwalifikacji, i spotkań w tej właściwej części na międzynarodowej arenie. Porównując tę jesień z poprzednim sezonem też widzimy oczywiście różnicę głównie pod kątem wahań formy. Teraz zaczęliśmy słabo, później sytuacja uległa poprawie, z kolei pomiędzy październikową i listopadową przerwą na kadrę wpadliśmy w dołek, to było ciężkie kilka tygodni. Na końcu zdołaliśmy podnieść się z niego jako cały zespół, zaliczając cztery wygrane i trzy remisy, ale nie ulega wątpliwości, że wzlotów i upadków przeżyliśmy sporo. Można więc stwierdzić, że na podstawie tego czynnika i wspomnianego wcześniej intensywnego kalendarza to był bardzo wymagający okres.
Z drugiej jednak strony, po raz pierwszy na tym etapie sezonu połączył trener wszystkie trzy fronty z na tyle dużym powodzeniem, że wiosną zobaczymy Kolejorza w każdych rozgrywkach, które rozpoczynał jesienią. To czyni ten czas jednak równolegle bardzo udanym pod względem realizacji celów?
- Na jesień mieliśmy postawione trzy główne cele: zakwalifikować się do ćwierćfinału Pucharu Polski, zapewnić sobie miejsce w fazie zasadniczej europejskich rozgrywek i następnie awansować w nich do fazy pucharowej na wiosnę, a także pozostać w wyścigu o mistrzostwo Polski. Oczywiście, zaliczyliśmy w lidze zbyt dużo remisów, tych punktów mogliśmy zdobyć o kilka więcej, musimy być więc wobec siebie krytyczni biorąc pod uwagę zbyt niską liczbę zwycięstw na tym froncie. Finalnie jednak mamy poczucie, że pozostajemy w ekstraklasie blisko miejsca, na którym chcemy być na koniec rozgrywek, różnice punktowe nie są znaczące.
W ubiegłych rozgrywkach pana zespół był w stanie błyskawicznie odpowiadać na niepowodzenia, ani razu nie przytrafiła mu się seria trzech kolejnych spotkań bez wygranej. Takie pojawiły się za to na końcu października oraz na początku listopada. Miał pan poczucie, że to dla niego najtrudniejszy moment w Lechu?
- Podczas mistrzowskiego sezonu wiosną również roztrwoniliśmy przewagę nad Rakowem i daliśmy się mu wyprzedzić na dystans pięciu punktów, to także był ciężki okres. Nigdy jednak wcześniej nie notowaliśmy takiej passy, jak ta pomiędzy październikową i listopadową przerwą reprezentacyjną. W tym sensie ten zakręt, na którym się wtedy znaleźliśmy, był na pewno najdłuższy. Nie zdołaliśmy się odbić tak szybko, jak chcieliśmy. Różnic pomiędzy tymi rozgrywkami, a poprzednimi nie brakuje. Rok temu zmagaliśmy się z problemami na wyjazdach czy punktowaniem, kiedy traciliśmy gola jako pierwsi. Teraz jesteśmy mniej skuteczni w meczach u siebie, radzimy sobie za to lepiej w delegacjach. Byliśmy w stanie odwracać losy niektórych spotkań, kiedy to rywale obejmowali prowadzenie, a na pewno zdobyliśmy w nich parę ważnych punktów. Oczywiście, jednym z celów na wiosnę pozostanie to, by jak najczęściej to samemu zdobywać pierwszą bramkę.

Końcówka rundy przyniosła awanse w krajowym pucharze i Lidze Konferencji oraz poprawę sytuacji w lidze. Zmieniła się średnia traconych goli z 1,72 do 0,71 na mecz, pana zespół był także w efektywniejszy sposób kontrolować przebieg swoich spotkań. Co więc wydarzyło się po listopadowej przerwie reprezentacyjnej?
- Stoi za tym wiele czynników, ale pamiętam, że odbyliśmy w tamtym czasie szereg poważnych odpraw z piłkarzami. Ich wspólnym mianownikiem była potrzeba zmiany naszej mentalności w bronieniu i świadomość, że jeśli chcemy wygrywać częściej, musimy tracić mniejszą liczbę bramek. Wciąż strzelaliśmy dużo goli, podobnie jak w poprzednim sezonie, ale różnicę stanowiło to, ile razy sami dawaliśmy się zaskoczyć rywalom. Została więc przestawiona wajcha na większą koncentrację na sposobie gry defensywnej, tyczy się to oczywiście także naszych działań podczas treningów. Musieliśmy stanąć na wysokości zadania głównie pod kątem mentalnym, ale taktycznie także dążyliśmy do tego, by lepiej kontrolować mecze.
Efekty przyszły w momencie, kiedy nie mógł trener skorzystać praktycznie w ogóle z usług dwóch ważnych stoperów, Alexa Douglasa i Antonio Milicia.
- Wszyscy zgodziliśmy się na jednej ze wspomnianych odpraw, że musimy zrobić wszystko, by odwrócić negatywny trend. Wyszczególniłem wtedy w rozmowie z piłkarzami, że jest jedna rzecz, która wymaga natychmiastowej poprawy, a tę stanowiła nasza mentalność w poczynaniach defensywnych. Sama diagnoza to jedno i tu należy wypowiedzieć spory komplement pod adresem wszystkich zawodników, że zdołali wyjść z tego dołka. Wszystkich, bo nie chodziło tylko o obrońców, a o każdego piłkarza, który występował w danym momencie na boisku.
Historia poniekąd zatoczyła koło z końcówki mistrzowskiego sezonu, kiedy także im było trudniej pod kątem kadrowym, tym skuteczniej byliście w stanie punktować. Jak to racjonalnie wytłumaczyć?
- W obu przypadkach spotykaliśmy się z różnych przyczyn z sytuacją kryzysową, która wymogła na nas stanowcze działania. Nie chodziło o wywracanie wszystkiego do góry nogami, ale każdy wiedział, że musimy poszukać pewnych zmian, w przeciwnym razie doprowadzimy do wybuchu. Wszyscy zdali sobie sprawę z powagi sytuacji, pod kątem obu tych okresów można dostrzec wiele punktów wspólnych.

Mimo realizacji wszystkich wspomnianych przez trenera wcześniej celów możemy domyślać się, że pewne rzeczy zrobiłby pan w zakończonej rundzie inaczej. Które ze spraw w tym względzie przychodzą trenerowi do głowy w pierwszej kolejności, co było najważniejszą lekcją z tego okresu?
- Do najbardziej istotnych należą wnioski odnośnie odpowiedniego rotowania zawodnikami i utrzymywania ich pod prądem w trakcie rundy, w której przychodzi ci rozegrać tak dużą liczbę meczów. Muszę być jednak szczery i przyznać, że nie można wymieniać ze spotkania na spotkanie praktycznie całej drużyny, tak jak to miało miejsce w przypadku naszego spotkania na Gibraltarze. Każdy z naszych zawodników, którzy wtedy zagrali był wystarczająco dobry, by przyczynić się do wygranej, ale pod wpływem zbyt dużej liczby zmian dokonanej przez nas straciliśmy pewien ważny pierwiastek w naszych poczynaniach. Kluczowe jest więc znalezienie balansu pomiędzy rotacjami, dopływem świeżej energii i oszczędzaniem piłkarzy przed potencjalnymi kontuzjami wynikającymi z przeciążenia. Trzeba jednak mieć w głowie to, by nie zmieniać w zespole zbyt dużo w krótkim czasie, to przyczynia się do zabijania rytmu gry, nie wpływa również korzystnie na współpracę pomiędzy poszczególnymi zawodnikami.
Na początku sezonu w naszych meczach występowało po czterech, pięciu czy sześciu nowych piłkarzy. Kiedy decydujesz się na taki wariant musisz mieć w głowie, że to może mieć wpływ na sposób, w jaki drużyna będzie radzić sobie w momentach z piłką przy nodze. W takich sytuacjach potrzebujesz mieć jednak solidną podstawę w defensywie, wypracowanie jej nie powinno być tak trudne, jak pożądanych mechanizmów w ofensywie. Nam tego nieco zabrakło, skupialiśmy się pewnie zbyt mocno na tym, co bardziej wymagające, czyli naszej grze w ataku. Z tego wynikała za duża liczba traconych goli w tamtym okresie.
Zostając na chwilę przy letnich zmianach kadrowych, postrzega pan swoją obecną drużynę jako silniejszą od tej, którą prowadził w mistrzowskim sezonie?
- Zawsze przy porównaniach dwóch różnych zespołów musimy zachować szczególną ostrożność. W niektórych elementach funkcjonowania drużyny mamy bezsprzecznie więcej jakości, niż przed rokiem, chociaż pożegnaliśmy latem kilku ważnych zawodników. Uważam jednak, że obecnie dysponujemy większą liczbą piłkarzy o wysokiej jakości, co stwarza nam wiele możliwości. Zmagaliśmy się jednocześnie z urazami paru bardzo istotnych postaci, na których powrót wiosną bardzo czekamy. Zawodnicy, którzy wskoczyli w ich miejsce dowiedli, że jako całość potrafimy sobie poradzić nawet z tak trudnymi sytuacjami. W zeszłym sezonie mocno polegaliśmy na dwóch-trzech piłkarzach, szczególnie w ofensywie, teraz wachlarz naszych opcji jest zwyczajnie szerszy.
Jak dużo jakości potrzebuje pan więcej jeszcze w zespole, by z powodzeniem rywalizować na wszystkich trzech frontach wiosną?
- Nie wydaje mi się, byśmy musieli sprowadzać wielu piłkarzy z zewnątrz. Wracający po dłuższych kontuzjach zawodnicy, jak Patrik czy Daniel będą gotowi szybko, niedługo później dołączy do nas Radek Murawski. Jest jeszcze przecież kilku, którzy pauzowali na finiszu rundy, jak Gisli, Alex czy Antonio, a także będziemy mogli na nich liczyć podczas zimowych przygotowań. To uczyni nasz zespół jeszcze silniejszym i sprawi, że liczba różnych rozwiązań i możliwości tylko wzrośnie. Postrzegam więc nadchodzące okienko transferowe jako spokojne, ale musimy pozostawać gotowi na wypadek nieoczekiwanych ofert za naszych młodych zawodników, wtedy będziemy musieli reagować. Poza tym jednak spodziewam się ruchów do klubu na jednej, maksymalnie dwóch pozycjach.

Czy po realizacji wszystkich wspomnianych celów na jesień doszło już do ich ewaluacji w kontekście wiosny?
- Naszą główną ambicją jest oczywiście sięgnięcie po mistrzostwo Polski oraz krajowy puchar. Stwierdzenie, że chcemy wygrać także Ligę Konferencji może być uznane za zbyt odważne, ale w tych rozgrywkach będziemy skupiać się na każdym kolejnym kroku. Teraz siłą rzeczy ten najbliższy stanowi więc awans do 1/8 finału na tym froncie. Niezależnie od losowania mamy ku temu wszelkie predyspozycje.
Biorąc pod uwagę zmianę w sztabie szkoleniowym, która zajdzie zimą, poszukiwany w zastępstwie za Markusa Uglebjerga będzie specjalista mogący wskoczyć za niego jeden do jednego czy raczej trener o nieco innych predyspozycjach i nastąpi rozdzielenie jego zadań pomiędzy pozostałych członków sztabu?
- Cel stanowi znalezienie człowieka, który jest w stanie wypełnić lukę po Markusie. Podkreślę jednak, że nie poszukujemy specjalisty jedynie od stałych fragmentów gry, a asystenta, który będzie posiadać szereg zadań, a jednym z nich będą stałe fragmenty. Dokładnie tak, jak było w przypadku Markusa.
Krótko po zdobyciu mistrzostwa deklarował pan, że w kolejnym sezonie zobaczymy silniejszego Lecha. Czy pana zdaniem więc chociaż w niektórych spotkaniach faktycznie mogliśmy obserwować jeszcze mocniejszą drużynę, czy najlepsze dopiero przed nią?
- Całościowo patrząc, definitywnie jeszcze nie. Oczekiwałem jednak i spodziewałem się tego, że dopiero wiosna przyniesie nam zespół w takim kształcie i dyspozycji, którą będziemy mogli uznać za w pełni optymalną. W międzyczasie doszły dodatkowo kwestie związane ze zdrowiem Radka, Patrika, Alego czy Daniela, co wymogło przyspieszony proces adaptacji nowych piłkarzy. Nie pokazaliśmy więc jeszcze wyższego poziomu, niż przed rokiem, ale głęboko wierzę, że nastąpi to w rundzie rewanżowej. Naturalnie, były momenty, z których mogliśmy być zadowoleni, nawet bardzo, ale brakowało nam stabilizacji.
Osiągnięcie przewidywalności, ale w dobrym znaczeniu tego słowa pozostaje więc jedną z najważniejszych misji na nadchodzące miesiące?
- Tak, tych wzlotów i upadków był jesienią zbyt dużo. Nie, żeby to było szokujące biorąc pod uwagę wspomniane wcześniej okoliczności o różnym charakterze, ale mam nadzieję, że wiosną będziemy w stanie unikać zbyt dużych wahań formy. Najważniejsze, żeby kontynuować obrany kierunek pracy, bo zawsze potrzeba czasu, by rozwinąć zespół.
A jak widzi pan swoją przyszłość w Lechu, skoro wybiegamy już do kolejnego roku?
- Współpracę z szefami klubu czy dyrektorem sportowym mogę oceniać tylko i wyłącznie w superlatywach. Jako nowy trener musiałem znaleźć balans pomiędzy tutejszą filozofią, a wprowadzaniem własnych pomysłów w kontekście strategii obranej przez klub, pod znakiem tego upłynęła pewnie większość pierwszego sezonu. Teraz nasze wspólne działania cechuje większa spójność, to też duża wartość. W piłce ciężko przewidzieć, co się wydarzy, to jej piękno na boisku i poza nim. Ja skupiam się teraz głównie na odpowiednich przygotowaniach do rundy wiosennej, bo jej pierwsze tygodnie będą niezwykle ważne, ale moja przyszłość w Lechu pozostaje oczywiście sprawą w pełni otwartą.
Rozmawiał Adrian Gałuszka
Next matches
Saturday
31.01 godz.20:15
Lech Poznań
Lechia Gdańsk
Saturday
07.02 godz.20:15
Górnik Zabrze
Lech Poznań
Recommended
Subscribe