Lecha Poznań czeka dwumecz z KRC Genk w czwartej rundzie eliminacji Ligi Europy. Starcie z Belgami to idealna okazja, żeby przyjrzeć się rywalizacjom z klubami z tej części Europy. Pod lupę wzięliśmy Beneluks - tutaj historycznie będziemy mieć ósmą konfrontację z ekipami z tego regionu Starego Kontynentu.
Co to Beneluks? To część Europy Zachodniej składająca się z trzech sąsiadujących ze sobą monarchii - Belgii, Holandii oraz Luksemburga. Nazwa pochodzi z połączenia pierwszych sylab nazw tych państw. Co ciekawe, Kolejorz pierwszy raz spotkał się z klubem stamtąd w 2008 roku. A przez kolejne siedemnaście lat uzbierało się siedem takich bojów. Ósmy to KRC Genk i w tym przypadku mamy po raz pierwszy powtórkę, bo z tym klubem Niebiesko-Biali mierzyli się już w 2018 roku.
Ale po kolei. Wanna, czyli De Kuip, to nazwa stadionu Feyenoordu Rotterdam - areny m.in. mistrzostw Europy w 2000 roku. 17 grudnia 2008 zjawiło się tam 3,5 tysiąca fanów z Polski - to największy w historii pucharowy wyjazd Kolejorza. Drużyna Franciszka Smudy stała przed wielką szansą awansu z fazy grupowej Pucharu UEFA. Przypomnijmy, że wtedy w grupie grało pięć klubów, które grały z każdym po jednym spotkaniu - od losowania zależało, czy u siebie, czy na wyjeździe.
Przed grudniowym wyjazdem do Holandii poznaniacy mieli dwa punkty, ale zachowywali szanse na awans. Tym bardziej że Feyenoord już się nie liczył. - Spokojnie, spokojnie. Wszyscy tak nas chwalą za start w pucharach, a myśmy przecież jeszcze meczu nie wygrali - tonował skrzydłowy Sławomir Peszko. Kolejorz był bardziej zdeterminowany i w końcu w 27. minucie Ivan Djurdjević zdobył gola po strzale głową. Wynik 1:0 utrzymał się do końca, a lechici świętowali promocję do 1/16 finału.
Była to pierwsza edycja Ligi Europy. Co ciekawe, wówczas lechici mieli mocno skróconą drogę, bo rozpoczęli udział od razu od 3. rundy kwalifikacji. Później los przydzielił bardzo mocny belgijski Club Brugge. Wówczas ze względu na przebudowę stadionu przy Bułgarskiej Kolejorz podejmował przeciwników we Wronkach.
Emocje były ogromne, gospodarze wygrali 1:0 dzięki ostatniej akcji! Wróćmy do tego gola cytatem z oficjalnej strony klubu: - Lechici w swoim stylu walczyli do końca i dopięli swego. Seweryn Gancarczyk na lewej stronie jak dziecko ograł Karela Geraertsa, podał do Sławomira Peszko, ten na skrzydle zakręcił obrońcami i mocno wstrzelił piłkę w pole karne, tam z rywalem przepychał się Hernan Rengifo, co zmyliło Stijna Stijnena i futbolówka wpadła do siatki, a piłkarze Kolejorza oszaleli z radości.
Rewanż był równie dramatyczny. W końcu gospodarze dopięli swego, a potem okazali się lepsi w karnych. - Karne to zawsze jest loteria i już nie takie zespoły, jak Lech przegrywały po serii jedenastek. Naszym założeniem był awans do grupy i tego celu nie udało nam się osiągnąć - mówił wówczas kapitan Lecha, Bartosz Bosacki.
Tym razem lechici trafili w 3. rundzie eliminacji Ligi Europy na FC Utrecht. Trener Nenad Bjelica był zadowolony ze swoich piłkarzy po rewanżowym meczu w Poznaniu. - W trenerskiej karierze nie byłem tak dumny z zespołu. Mamy totalnie inną drużynę, dziesięciu nowych zawodników, ale walczyli jakby byli długo razem - mówił.
Przed pojedynkiem z FC Utrecht Lech miał już w tej edycji pucharowej 15 goli na koncie. Na holenderskim stadionie padł jednak wynik bezbramkowy, co nie było złym rezultatem przed rewanżem. Plany i marzenia zostały nadszarpnięte po zaledwie 43 sekundach, bo tyle czasu potrzebowali gracze Utrechtu, aby strzelić Lechowi pierwszego w pierwszej akcji meczu. Potem było 1:1, gola strzelił Christian Gytkjaer, gospodarze przy ogłuszającym dopingu nacierali, rywale dostali czerwoną kartkę, ale potrafili w dziesiątkę wyjść na prowadzenie. Poznaniakom wystarczyło sił już tylko na wyrównanie, po raz drugi trafił Gytkjaer. Wynik 2:2 ich eliminował.
Rok po odpadnięciu z FC Utrecht zespół Lecha został zatrzymany przez KRC Genk z Belgii. Już bardziej bezdyskusyjnie. Wyższość Belgów w 3. rundzie Ligi Europy była bardzo wyraźna pod każdym względem, mimo eksperymentów nowego trenera lechitów, byłego świetnego piłkarza Kolejorza - Ivana Djurdjevicia.
Belgowie należeli do krajowej czołówki, prezentowali się bardzo dobrze i na koniec sezonu, w 2019 roku zdobyli czwarte i do tej pory ostatnie mistrzostwo kraju. W ich szeregach znajdowało się wielu ciekawych graczy - Rusłan Malinowski, Leandro Trossard, Sander Berge czy Alejandro Pozuelo. Już w Genk była wyraźna przewaga gospodarzy, którzy wygrali 2:0. Przy Bułgarskiej także triumfowali, tyle że 2:1. Honorowe trafienie zaliczył Tomasz Cywka.
Pięć lat czekali kibice Lecha Poznań na awans zespołu do fazy grupowej europejskich rozgrywek, ale to ostatnie minuty meczu z Charleroi były w tym czekaniu chyba najdłuższe. Po dramatycznej końcówce Kolejorz wygrał w Belgii 2:1, a powrocie do Poznania czekała go nocna feta na stadionie. I to mimo trwającej pandemii koronawirusa, przypomnijmy, że wówczas spotkania odbywały się bez udziału publiczności. Dodajmy też, że z tego samego powodu wówczas w eliminacjach pucharowych decydował jeden bój, bo eliminacje odbywały się we wrześniu, czyli wtedy, kiedy już toczy się zwykle rywalizacja w grupie.
W ulewnym deszczu lechici trafiali z dystansu - najpierw trafił Dani Ramirez, a potem Tymoteusz Puchacz. Poznaniacy po trzech i pół meczu mieli w tym sezonie pucharowym bilans bramek 13:0, aż trudno było w to uwierzyć. Kibiców Lecha ogarnęła euforia, o czymś takim nawet nie śnili.
Czar mógł prysnąć zaraz po przerwie, gdy niemiecki sędzia podyktował rzut karny dla Belgów po faulu Słowaka Lubomira Šatki. Do piłki podszedł Irańczyk Kaveh Rezaei, ale poznański bramkarz Filip Bednarek wspaniale obronił piłkę. Tym samym rozpoczął marsz po miano bohatera tego meczu i tego awansu. Ostatecznie skończyło się na wyniku 2:1 dla gości.
Pokonanie Belgów wytyczyło Lechowi drogę do Europy i dużych pieniędzy. I, co ciekawe, w grupie Ligi Europy los skojarzył z jeszcze jedną drużyną z tego kraju - Standardem Liege.
Pierwszy mecz był popisem Lecha. Przy Bułgarskiej lechici zadali Belgom dwa mocne ciosy - trafili Michał Skóraś i Mikael Ishak. A krótko po zmianie stron poprawili trzecim. Wbił go Ishak, który dzięki temu wyszedł na czoło klasyfikacji najlepszych strzelców w Lidze Europy. Ustalił też wtedy wynik na 3:1.
Wygrana w wyjazdowym rewanżu dawała możliwość ubiegania się raz jeszcze o awans z grupy. Pochodzący z Gwinei napastnik Obbi Oulare dostał drugą żółta kartkę i niemal równo z końcem pierwszej połowy został wyrzucony z boiska. Po zmianie stron Ishak po akcji z Tymoteuszem Puchaczem strzelił efektownego gola. Wszystko układało się zatem po myśli poznaniaków. Niestety, do czasu, bo Belgowie wyrównali, a w ostatniej akcji trafili na 2:1. Wtedy już poznaniacy grali w dziesiątkę, bo czerwoną kartkę zobaczył Djordje Crnomarković.
W piłkarskim środowisku były utyskiwania na formę jaką lechici prezentowali latem w europejskich pucharach, ale fakty bezsporne są takie - jako jedyni z polskich ekip przebrnęli przez kwalifikacje, na dodatek po raz piąty w swojej historii przedostali się do fazy grupowej pucharów, wcześniej trzy razy grali w Lidze Europy, raz w Pucharze UEFA i teraz w Lidze Konferencji Europy.
Z Luksemburczykami z F91 Dudelange, którzy kilka lat wcześniej wyeliminowali z pucharów Legię Warszawa, było 2:0 w Poznaniu. W rewanżu gospodarze prowadzili jednak po 45 minutach 1:0. Po zmianie stron wyrównał jednak Joel Pereira i awans lechitów stał się faktem.
- Chciałbym przede wszystkim pogratulować zawodnikom, a także całemu sztabowi szkoleniowemu i wszystkim w naszych klubie tego awansu do fazy grupowej. To był nasz cel, kiedy przychodziłem do Lecha, by zakwalifikować się do europejskich rozgrywek. To się dzisiaj udało - cieszył się trener John van den Brom.
Next matches
Thursday
21.08 godz.20:30Thursday
28.08 godz.20:00Recommended
Subscribe