Lech Poznań za kilka godzin rozpocznie rywalizację w kwalifikacjach Ligi Mistrzów - przeciwnikiem będzie Karabach Agdam z Azerbejdżanu. Z zespołem z tego kraju Kolejorz spotkał się w tych samych rozgrywkach również 12 lat temu. Był to Inter Baku, a bohaterem dwumeczu został Krzysztof Kotorowski. Przenieśmy się zatem kilkanaście lat wstecz i poczytajmy wspomnienia bramkarza.
Jeśli mam wskazać jeden moment, to jak większość osób nie będę oryginalny - najbardziej utkwiły mi w pamięci rzuty karne. Teraz jestem na wakacjach i mówiłem chwilę temu mojej rodzinie, że w mecz w Azerbejdżanie był niesamowicie ciężki i szkoda, że tym razem Lech nie zagra najpierw na wyjeździe. Bo tak się przyzwyczailiśmy, że stamtąd zespół przywoził dobry wynik i rewanż przy Bułgarskiej mógł kontrolować. A tutaj trzeba będzie mocniej zaatakować i zabrać do Baku jakąś zaliczkę. A tam będzie gorąco, oj gorąco. I to zarówno, jeśli chodzi o otoczenie, czyli temperaturę powietrza, wilgotność, żywiołowo reagujących kibiców, ale także na boisku.
My z Interem Baku zagraliśmy dwa bardzo wyrównane mecze, zarówno tam, jak i tutaj było na styku. Am wygraliśmy 1:0, tutaj przegraliśmy 0:1. Dlatego na koniec mieliśmy te dodatkowe emocje z karnymi. Ale powiem też, że temperatura przy Bułgarskiej była równie wysoka, co w Azerbejdżanie. Już w pewnym momencie troszkę "pływaliśmy" na murawie, ale wytrzymaliśmy ostatecznie to ciśnienie. Choć było ciężko. Maniek Arboleda po strzale leżał, łapały go skurcze. A ja? Dołożyłem skromną cegiełkę do awansu. Najpierw w jedenastej kolejce strzeliłem, a potem obroniłem uderzenie golkipera gości.
Czy strzelałem karne na treningach? Czasami, ale tak bardziej nawet nie po treningu, tylko jeszcze później. Choć typowo zabawowo, zakładaliśmy się czasami z kolegami. Ale powiem tak - jest gigantyczna różnica między podejściem na zajęciach, gdzie stawką jest np. kawa albo 50 pompek, a - jak mówi mój syn - strzelaniem karniaka, który decyduje o awansie w eliminacjach Ligi Mistrzów. Szczerze? To był totalny spontan, ciężko na coś takiego się przygotować. Choć powiem też od razu, że czułem, iż to strzelę. Jasne, emocje mną targały, ale czułem taką wewnętrzną pewność siebie. Natomiast chwilę później przy obronie trochę mi pomógł nasz trener bramkarzy, Paweł Primel. Miałem wtedy informacje, jak strzelają niektórzy zawodnicy Interu Baku, ale jasne, że wśród tych wskazówek nie było bramkarza. Porozumieliśmy się jednak ze szkoleniowcem na odległość, bez słów. Paweł zasugerował, gdzie bramkarz może uderzyć i zgodziłem się z nim. Też przewidywałem, że to będzie moja prawa strona. Poszedłem tam i odbiłem ostatecznie ten strzał.
To były wygrane rzuty karne, ale najbardziej mi w głowie siedzą te rok później z finału Pucharu Polski w Bydgoszczy przeciwko Legii, kiedy jej kibice stali za bramką. Przecież wtedy wiedziałem, na sto procent wiedziałem, gdzie będzie uderzać Kuba Wawrzyniak, byłem na to przygotowany, a jednak mnie pokonał. Tak to jest właśnie, że możesz mieć intuicję, możesz mieć strategię, informacje, a na końcu zabraknie np. kilku centymetrów. Zresztą jak tego wszystkiego jest za dużo, to pojawia się mętlik w głowie.
A w 2010 w pierwszej rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów mieliśmy tę odrobinę szczęścia i był karny z moim udziałem, który otworzył nam drzwi do Europy. Gdyby nie to, nie byłoby fantastycznych jesiennych bojów z Manchesterem City czy Juventusem Turyn. Na całe życie to ze mną zostanie, że mogłem zagrać i zremisować 3:3 w Turynie, czy w śnieżnym spotkaniu zremisować tutaj z Włochami 1:1. Historia potrafi być przewrotna, ale tutaj była ze mną i z Lechem i przeżyliśmy coś pięknego.
Next matches
Saturday
24.05 godz.17:30Recommended
Subscribe