Brak stabilizacji w defensywie

Szkoleniowiec o swoich planach względem defensywy mówił na początku przygotowań. - Wiadomo, że w piłce nożnej broni cała drużyna, ale sam byłem obrońcą i wiem, że odpowiedzialność spada na tych, którzy są z tyłu. Powtarzałem jesienią kilka razy, że traciliśmy zbyt dużo bramek, brakowało nam odpowiedniej reakcji w niektórych sytuacjach, zwłaszcza przy stałych fragmentach gry. Dlatego zależało nam na tym, żeby nie tylko wzmocnić skład, ale również podwyższyć wzrost całej formacji, być skuteczniejszym w pojedynkach w powietrzu - przyznawał i cieszył się na szybkie wzmocnienia. - Mam bez wątpienia duży komfort. W Turcji rozegramy cztery sparingi i spokojnie mogę potestować różne ustawienia. Wszystko po to, żeby wybrać to podstawowe. Kluczowa jest bowiem stabilizacja w tym bloku - mówił.

Niestety, rzeczywistość szybko pokrzyżowała jego plany. Już bowiem w Belek pojawiły się pierwsze problemy zdrowotne. Najpierw z treningów został wykluczony Antonio Milić, a potem w sparingu z Szachtarem Donieck (1:1) nieszczęśliwie postawił stopę Lubomír Šatka, który wciąż jeszcze nie wrócił do gry. W połowie drugiego wiosennego starcia musiał odpuścić kapitan niebiesko-białych, Thomas Rogne. A w ostatnich dniach wypadł jeszcze Bartosz Salamon, który jednak z każdym dniem jest coraz bliżej powrotu. Efekt jest taki, że jedynym nazwiskiem łączącym wiosną czteroosobową formację jest Alan Czerwiński, który zagrał we wszystkich czterech spotkaniach oficjalnych w tym roku. Na przeciwległej flance rotowali się Vasyl Kravets oraz Tymoteusz Puchacz, ale najwięcej zmian było na pozycjach stoperów. Rozpoczęli Rogne oraz Salamon, tego pierwszego z Zagłębiem Lubin (0:0) zmienił Antonio Milić, który w dwóch kolejnych grach tworzył parę środkowych defensorów z Tomaszem Dejewskim.

Trudno w tej sytuacji mówić o tak potrzebnej stabilizacji, gdzie ważną rolę odgrywają schematy oraz automatyzmy. Paradoksalnie, przy tych wszystkich kłopotach statystycznie obrona staje na wysokości zdania. Przede wszystkim nie daje się zaskakiwać ze stałych fragmentów gry. Jedyny gol z tego elementu padł po rzucie karnym wykonanym przez Radomiaka w Fortuna Pucharze Polski (1:1 karne 4:3), ale został podyktowany za niefortunne zagranie ręką Niki Kvekveskiriego. Ponadto lechici dali się zaskoczyć na początku rywalizacji z Górnikiem (1:1), a także w minioną niedzielę z Wisłą Płock (0:1). A zatem, tylko jeden mecz - jak to jest określane - "zero z tyłu", ale też lechici unikają większych komplikacji w trakcie gry. - Chciałbym jednak, żeby w tej formacji była stabilizacja, bo to też wpływa na postawę całej drużyny - kończy trener Żuraw.