Lech Poznań wygrał pięć z sześciu ostatnich wyjazdowych meczów ligowych z GKS Katowice. Teraz wraca tam po ponad dwudziestu latach. I w naszym cyklu wspomnimy właśnie ostatnią wizytę w stolicy Górnego Śląska - w lipcu 2004 roku Kolejorz odniósł tam najwyższą wygraną w roli gości nad katowiczanami. Triumfował 3:0.
To był początek sezonu 2004/2005. Lech był świeżo po wywalczeniu Pucharu oraz Superpucharu Polski, co było wielkim sukcesem biednego jak mysz kościelna klubu. Trener Czesław Michniewicz musiał jednak dokonać rewolucji kadrowej, bo odszedł przede wszystkim lider defensywy - Bartosz Bosacki, a to wymuszało konkretne zmiany taktyczne. Było też kilka innych roszad.
- Mam teraz zupełnie inny zespół. Gra taką taktyką, jak wiosną byłaby samobójstwem. Mam pomysł, ale to jest jak z przepisem na grochówkę. Wszyscy wiedzą, jak ją ugotować, a każdemu wychodzi inna zupa - mówił jak zwykle obrazowo szkoleniowiec.
Kolejorz świetnie radził sobie w trakcie poprzednich wizyt na stadionie przy Bukowej. Wyżej podaliśmy tylko statystykę ligową, a trzeba pamiętać, że przed letnim wyjazdem 2004 na Górny Śląsk świeżo wspominane były wiosenne triumfy w delegacji nad GKS w Ekstraklasie oraz półfinale Pucharu Polski (oba po 2:1). Co ciekawe, w tym drugim przypadku gola dla gospodarzy strzelił Krzysztof Gajtkowski, który akurat był na wypożyczeniu z… Kolejorza. Latem wrócił i z kolei zdobył bramkę dla Niebiesko-Białych.
31 lipca 2004 to był początek rozgrywek. Cytat z relacji w Gazecie Wyborczej: - Gdyby ktoś niezorientowany znalazł się na stadionie przy ul. Bukowej trzy kwadranse przed rozpoczęciem meczu GKS z Lechem, na pewno nie wpadłby na to, że wkrótce rozpocznie się tam mecz Ekstraklasy. Sektor fanów GKS, słynny Blaszok był pusty (to kara PZPN), upał rozleniwiał kibiców, a piłkarze opóźniali jak mogli wyjście na rozgrzewkę. Lechici rozciągali mięśnie najpierw w chłodnych korytarzach, a na murawę wyszli później niż zwykle. Krótko przed pierwszym gwizdkiem fani gospodarzy ułożyli napis "40 lat minęło jak jeden dzień". W ten sposób kibice uświetnili 40. rocznicę powstania GKS.
Do przerwy goście prowadzili 1:0 po trafieniu Michała Golińskiego. Po zmianie stron katowiczanie dążyli do wyrównania, ale wtedy dostali drugi cios - ze strony Gajtkowskiego. Cieszę się z wygranej, chociaż z drugiej strony trochę mi przykro, że taka porażka spotkała mój były klub. Trudno, ale strzela się bramki dla tej drużyny, dla której się gra obecnie. Dawne sentymenty nie mogą tu grać żadnej poważniejszej roli - komentował napastnik. Kwadrans przed końcem wynik na 3:0 ustalił Goliński, który w ten sposób zanotował dublet. Ten rezultat to również najwyższa wygrana Lecha nad GKS na wyjeździe. Nigdy wcześniej nie triumfował tam bowiem różnicą co najmniej trzech goli. Do tego Kolejorz zwyciężył tam po raz piąty na sześć ostatnich wypraw ligowych.
- Szkoda, że nie wpadła jeszcze jedna bramka, bo wtedy lepiej wyglądałoby to w telegazecie. Dla mnie dobrze się stało, że skończyło się na trzech golach, bo w przeciwnym razie mógłby zapanować w zespole nadmierny hurraoptymizm. Na trybunach ciężko było wysiedzieć, a co dopiero biegać w tym upale po boisku. Z tego powodu staraliśmy się długo utrzymywać przy piłce, by niepotrzebnie nie tracić sił. Wiedzieliśmy, że szansa w końcu przyjdzie - ocenił Michniewicz.
Dodajmy, że mecz numer 200 w Ekstraklasie rozegrał wówczas Piotr Reiss, ale nie wspominał tego jubileuszu zbyt miło, ponieważ doznał kontuzji kolana i musiał pauzować. Przy Bułgarskiej wszyscy żyli już wtedy występem w europejskich pucharach, zbliżał się bowiem dwumecz z Terekiem Grozny w Pucharze UEFA. A na kolejną ekstraklasową wyprawę do Katowic Lech musiał czekać ponad 20 lat. I już nie pojedzie na Bukową tylko na nowy stadion - w niedzielę konfrontacja na oddanej wiosną do użytku Arenie Katowice.
Next matches
Sunday
18.05 godz.17:30Saturday
24.05 godz.17:30Recommended
Subscribe