- Po konsultacjach z rodziną i samym sobą powiedziałem dość. Zastanawiałem się już dwa lata temu nad zakończeniem. Rok temu byłem już blisko, ale po rozmowach z trenerem i prezesami zostałem - mówi Krzysztof Kotorowski. W niedzielę zakończył on piłkarską karierę.
- Po konsultacjach z rodziną i samym sobą powiedziałem dość. Zastanawiałem się już dwa lata temu nad zakończeniem. Rok temu byłem już blisko, ale po rozmowach z trenerem i prezesami zostałem - mówi Krzysztof Kotorowski. W niedzielę zakończył on piłkarską karierę.
Czujesz się spełnionym piłkarzem?
- Ostatnio się nad tym zastanawiałem. Brakuje występu w reprezentacji, ale grali w niej wysokiej klasy bramkarze, którzy grali w wyśmienitych klubach. Byli lepsi ode mnie. Mimo tego czuje się spełniony, bo zagrałem w Lechu. Marzyłem o tym. A do tego wystąpiłem w ponad 230 meczach w jego barwach. Jestem chłopakiem z Poznania. Wyciągnąłem z kariery tyle ile mogłem.
Droga do Lecha była kręta.
- Zaczynałem w innym klubie. Rodzice cały czas mi powtarzali, że jak będę dobry to w końcu zagram w Lechu. Okrężną drogą, ale zapukałem do szatni Kolejorza. Wycisnąłem z tego ile się da. Szkoda, że nie trafiłem tutaj wcześniej, ale nie żałuję. Spędziłem w jednym klubie dwanaście lat. Jestem z tego powodu szczęśliwy, bo dzisiaj piłkarze już inaczej traktują kluby.
Jasmin Burić śmiał się, że cztery razy kończyłeś karierę. Teraz możesz powiedzieć, że już ostatecznie?
- Tak, bo za daleko to wszystko zaszło, choć jeszcze niedawno miałem telefon z propozycją. Po konsultacjach z rodziną i samym sobą powiedziałem dość. Zastanawiałem się już dwa lata temu nad zakończeniem. Rok temu byłem już blisko, ale po rozmowach z trenerem i prezesami zostałem.
Twoje przygotowanie do zakończenia kariery było łagodne. Byłeś drugim bramkarzem, potem trzecim.
- To było łatwiejsze dla mnie. Nie dostałem nagle dzwonka, odcięcia. Łagodnie schodziłem w hierarchii, ale przede wszystkim w sercu. To nie było dla mnie takie bolesne. Każdemu piłkarzowi życzę, żeby w taki sposób kończył karierę.
Będzie tobie brakować atmosfery piłkarskiej szatni?
- Myślę, że tak. Tego chyba najbardziej. Szatni, bo w klubie jeszcze nie raz się pojawię. Szatnia to miejsce dla zawodników i sztabu i tam wstępu mieć nie będę. Może wejdę sobie raz na jakiś czas do szatni gości, żeby przypomnieć sobie jak tam jest.
Da się przygotować emocjonalnie do tego ostatniego wyjścia z szatni? Kiedy zatrzaśniesz drzwi i już tam nie wrócisz?
- Nie wiem. Mam o tyle fajnie, że jestem z Poznania. Do pana Genia pewnie jeszcze nie raz przyjdę po swoje rzeczy. Ciągle będę miał kontakt z klubem. Z szatnią też, bo w Lechu są Łukasz Trałka i Szymek Pawłowski. Gorzej jak oni już odejdą.
Czujesz się legendą Lecha?
- Tak do końca nie wiem, gdzie jest granica bycia legendą. Ja się tak nie nazywam, ale chłopacy w szatni tak na mnie mówią. To jednak pewnie dlatego, że jestem tu długo, zagrałem sporo meczów. Nie ja powinienem to oceniać czy jestem legendą.
Nie ma jednak w szatni żadnego piłkarza, który pamięta ją bez ciebie.
- Tylko pan Geniu i Marcin Lis. Szatnia się zmieniała, piłkarze też, a ja wciąż miałem swoje miejsce. Pamiętam jeszcze szafki Peszkina i Bosego. Wiem, gdzie siedzieli. Teraz to miejsca chłopaków o 20 lat młodszych ode mnie. Takie jest życie, trzeba je wziąć na klatę.
rozmawiał Mateusz Szymandera
Next matches
Thursday
26.09 godz.17:00Recommended
Subscribe