- Moi rówieśnicy trafiali do akademii we Wronkach wcześniej, niż ja. Robiłem swoje i udowodniłem, że na to zasługuję. Zdobyłem 50 bramek w sezonie i trafiłem do Wronek. Nie mogę się czuć gorszy i się załamywać, bo ktoś w moim wieku ma sto meczów w ekstraklasie. Na wszystko przyjdzie czas. Jeśli pokażę na treningach ciężką pracę, to otrzymam szansę - mówi Paweł Tomczyk.
Jesteś zadowolony z ostatnich miesięcy w swoim wykonaniu?
- Jasne. To było moje pierwsze pół roku na poziomie pierwszej ligi. Poprawiłem swoją grę, strzeliłem dziesięć bramek. Jestem zadowolony, ale wiem też, że mogło być lepiej.
Długo się zastanawiałeś nad wypożyczeniem, ale to była dobra decyzja.
- Pomogli mi koledzy. Długo z nimi rozmawiałem. Pytałem, co może mi dać. Nie ukrywam, że nie chciałem iść do innego klubu. Zależało mi na tym, żeby walczyć o skład w Lechu. Z biegiem czasu patrzę na to inaczej. Zyskałem sporo, poprawiłem swoją grę. W ten sposób przybliżyłem się do gry dla Lecha. Wiem, że jak wrócę, to będzie mi łatwiej walczyć o skład. Mogłem zostać, grać w rezerwach i może grać po kilka minut w meczu. W ten sposób nie zrobiłbym takiego postępu.
Coś Ciebie zaskoczyło na wypożyczeniu?
- Jest duża różnica, jeśli chodzi o fizyczność. Na boisku jest dużo walki. Nauczyłem się, jak sobie z nią radzić. Może to głupio brzmi, ale nauczyłem się walczyć na boisku. Przeważnie jestem najmłodszy na boisku, a grałem przeciwko dwóm doświadczonym stoperów. Z nimi gra się inaczej, trudniej. Po kilku miesiącach widzę różnicę. Łatwiej mi przychodzi rywalizacja z nimi. Jestem w tym lepszy.
Wejście do Podbeskidzia miałeś łatwe. Głównie ze względu na to, że w sparingach zdobywałeś bramki. Nie było trudno o aklimatyzację.
- Zagrałem w dwóch sparingach i zdobyłem trzy bramki. To było ważne. Wywalczyłem skład i nie oddałem go do końca. Myślę, że początek mógł być dla mnie trudny. Przeskok i różnica między pierwszą a trzecią ligą jest duża. Nie bałem się tego, ale nie chciałem tracić piłek. Moja pewność siebie wzrastała z każdą bramką. W pierwszym meczu ligowym wywalczyłem rzut karny. Czułem się jakbym zdobył bramkę, to było prawie jak asysta. Pierwszy mecz w pierwsze lidze. To bardzo mnie cieszyło.
Potem w kolejnych meczach zdobywałeś bramki i pewność siebie rosła.
- Poczułem, że jestem ważną częścią drużyny i odpowiadam za jej ofensywne dokonania. To było fajne. Bardzo pomogło mi powołanie do młodzieżowej reprezentacji.
Podbeskidzie miało jednak trudny moment w rundzie. Czułeś wtedy odpowiedzialność na sobie? Byłeś najmłodszy w drużynie, ale napastnik w takich chwilach musi pomóc.
- Mieliśmy trudny moment, bo zachorował trener Kocian i przez pewien okres nie mieliśmy pierwszego trenera. Nie wygraliśmy pięciu kolejnych meczów. Takie sytuacje siedzą w głowie i ciężko się podnieść. Wyszliśmy jednak z dołka. Chcemy walczyć o awans, ale ostatnie mecze w rundzie nam nie wyszły i sami sobie skomplikowaliśmy sytuację.
Gdy ktoś spojrzy na tabelę, to myśli, że będzie o to bardzo trudno. Macie dwunaste miejsce w tabeli, a dwie wygrane mogą wystarczyć, żeby znaleźć się na piątym, a nawet czwartym miejscu.
- Nawet drugim czy trzecim. W pewnym momencie rundy mieliśmy taką sytuację, że cztery punkty przewagi nad strefą spadkową i pięć do drugiego miejsca, które daje awans. Dzięki takim sytuacjom czuje, że każdy punkt jest mega ważny. Dużo punktów tracimy w ostatnich dziesięciu minutach meczu i to nas bardzo boli. Gdy mecz trwał 80 minut, to bylibyśmy na pierwszym miejscu. Straciliśmy czternaście punktów w ostatnich minutach. Mamy drugą rundę i chcemy to poprawić. Jeśli tak zrobimy, to na pewno będziemy walczyć o awans.
Górnik Zabrze to pokazał przed rokiem. Nikt na kilka kolejek przed końcem na nich nie stawiał, a dziś są na podium ekstraklasy.
- To jest w piłce bardzo fajne. W rok może się wiele zmienić. Cieszę się, ze tak jest. Mam nadzieję, że Podbeskidzie będzie kolejnym klubem, który wywalczy awans, choć zimuje w połowie tabeli.
Już teraz jednak można przyznać, że Paweł Tomczyk stał się lepszym piłkarzem. Co poprawiłeś jesienią?
- Zyskałem doświadczenie. Brzmi to kuriozalnie, bo zagrałem kilkanaście meczów w pierwszej lidze. Każdy kolejny pozwala mi się rozwijać. Widzę różnice między swoją grą w pierwszej kolejce i ostatnie. Mogę być z tego zadowolony, bo to jeszcze bardziej mobilizuje do dalszej pracy.
Analizujesz swoją grę czy starasz się tego nie robić?
- Analiza jest mi bardzo potrzeba. W każdym meczu mam swoje sytuacje bramkowe. Jeśli ich nie strzelam, to znaczy że coś zrobiłem źle. Lepiej to sprawdzić i przeanalizować, żeby w kolejnej okazji zachować się inaczej, lepiej. Myślę, że to dobre podejście, dzięki niemy jestem mądrzejszy i wyciągam wnioski ze swoich błędów.
Ktoś Tobie w tym pomaga.
- Trener Araszkiewicz. Jeździ na mecze, długo rozmawiamy, analizujemy sytuacje. Trener pozwala mi stać się lepszym piłkarzem. Często po meczach mówimy, gdzie mogłem się lepiej zachować. Jego uwagi biorę głęboko do serca i staram się poprawić swoją grę.
Dużo czasu poświęcasz też poprawie techniki.
- Zdaję sobie sprawę, że to mój mankament. Na mojej pozycji wyszkolenie techniczne jest bardzo ważne. Chcę być zawodnikiem kompletnym, który nie ma słabych cech. Każdy swój mankament chcę poprawić. I już teraz widzę różnicę. Nie jest jednak tak, że już po dwóch miesiącach treningów nad tym elementem będę potrafił minąć ośmiu zawodników i zdobyć bramkę. Chcę poprawić technikę do tego stopnia, żeby była moją zaletą, a nie wadą.
Wobec Ciebie w Poznaniu stawiane są duże oczekiwania. Jak do tego podchodzisz?
- Mówiłem już wielokrotnie, że jestem z Poznania i chcę grać dla Lecha. Chcę strzelać tutaj bramki i będę robił wszystko, żeby tak było. Chcę, żeby kibice wiedzieli, kim jestem. Walczę o to, żeby tutaj grać. Trenuję i czekam na swoją szansę. Na pewno nie poddam się. Chcę pracować, zeby nadszedł dzień mojego powrotu do Lecha. A wtedy będę mógł pokazać, co potrafię.
Duże oczekiwania wobec Ciebie nie plączą Ci nóg?
- One mnie mobilizują. Mam duże aspiracje. Chcę wiele osiągnąć.
Duży optymizm na przyszłość daje Twoja skuteczność. W ostatnich trzech latach zdobywałeś ponad dwadzieścia bramek w sezonie.
- Myślę, że jestem na dobrej drodze, żeby w tym sezonie też przekroczyć tę barierę. Po rundzie jesiennej mam na swoim koncie dwadzieścia bramek. To mój cel. Dążę do niego od gry w juniorach. Co sezon chcę mieć takie statystyki i za każdym razem jest o to coraz trudniej. Nie mogę sobie wmawiać, że nie dam rady. Od pół roku gram w pierwszej lidze, a potrafiłem sobie poradzić. Zagrałem w młodzieżowej kadrze Polski. Idę w dobrym kierunku.
Bramki zdobytej dla reprezentacji smakują inaczej?
- Każda bramka cieszy tak samo, ale coś w tym jest, że gol strzelony na kadrze jest czymś wyjątkowym. Wiedziałem, że gdy jechałem na kadrę to byłem żółtodziobem. Na zgrupowanie jechali zawodnicy o uznanych nazwiskach, którzy już coś osiągnęli w piłce. Byłem jedynym chłopakiem z pierwszej ligi. Wiedziałem, że przyjeżdżam walczyć na treningach o osiemnastkę, a potem o skład. Pokazałem się z dobrej strony i wykorzystałem szansę. Zagrałem sto minut i zdobyłem trzy bramki.
Mówisz, że jechałeś jako żółtodziób. A ty wchodzi na boisku i po kilku minutach strzelasz bramkę.
- Chodzi mi o to, że jadę na kadrę, a tam Dawid Kownacki i Jan Bednarek. Bartek Drągowski. Oni coś osiągnęli w piłce, mają większe doświadczenie. Nie czułem się słabszy. Wiedziałem, że muszę walczyć o swoje marzenia. A tym była gra w reprezentacji. Jesienią zagrałem w pierwszym składzie i zaśpiewałem hymn. Nie na trybunach, a na boisku. To było coś nowego, wielkie przeżycie.
Twoje ostatnie pół roku pokazuje, że ciężką pracą można osiągnąć wiele. Wejście do pierwszej ligi, debiut w kadrze. Dla Ciebie to cały czas nowość.
- Jestem z tych, którzy nigdy się nie poddają. Moi rówieśnicy trafiali do akademii we Wronkach wcześniej, niż ja. Robiłem swoje i udowodniłem, że na to zasługuję. Zdobyłem 50 bramek w sezonie i trafiłem do Wronek. Nie mogę się czuć gorszy i się załamywać, bo ktoś w moim wieku ma sto meczów w ekstraklasie. Na wszystko przyjdzie czas. Jeśli pokażę na treningach ciężką pracę, to otrzymam szansę.
Nad czym musisz pracować, żeby tak się stało? Nie pytam o umiejętności piłkarskie.
- Nie mogę nakładać na siebie zbyt duże presji, gdy nie wykorzystam sytuacji. Nie mogę myślę, że gdy mam kolejną szansę, to muszę ją na pewno wykorzystać. Nie mogę wyjść na boisko z poczuciem, że muszę strzelić trzy bramki. Każdy mecz chcę wygrać, ale nie mogę być spięty. Na boisku to nie działa. Muszę nabrać więcej luzu na boisku. W przeciwnym wypadku będę sobie plątał nogi i nic z tego nie będzie.
rozmawiał Mateusz Szymandera
Next matches
Saturday
02.11 godz.20:15Recommended
Subscribe