2018-09-19 16:29 Adrian Gałuszka

- Nie ma nic ważniejszego od atmosfery - wywiad z Jakołcewiczem

W Lechu Poznań spędził kilkanaście lat w roli zawodnika i drugiego oraz pierwszego trenera drużyny. Na swoim koncie ma ponad dwieście występów w niebiesko-białych barwach, trzy tytuły mistrzowskie, dwa krajowe puchary oraz jeden Superpuchar. Z nami Czesław Jakołcewicz porozmawiał o futbolu, trenerze Wojciechu Łazarku, pełnych sukcesów latach 80-tych oraz swoim sentymencie do Kolejorza.

W jaki sposób uczył się Pan futbolu?

- Zanim trafiłem do ekstraklasy, grałem przez 4,5 roku na drugim poziomie rozgrywkowym. Tam wszystko sobie przyswajałem w taki sposób, że przychodząc do ekstraklasy byłem na nią w pełni gotowy. A w niej już podnosiłem swoje umiejętności w dalszym ciągu, bo występowałem z lepszymi zawodnikami. Przede wszystkim mam tu na myśli chłopaków, z którymi trenowałem na co dzień. Pamiętam świętej pamięci stopera Józka Szewczyka, którego gra robiła na mnie ogromne wrażenie. Uczyłem się od niego czegoś nowego praktycznie codziennie.

Na co najczęściej zwracali Panu uwagę starsi zawodnicy, gdy zaczynał Pan grę w Lechu?

- Bardzo ważną częścią futbolu jest komunikatywność. Gdy trafiłem do Poznania, miałem niewiele ponad dwadzieścia lat, ale na boisku słuchali mnie starsi i uznani piłkarze jak Miłoszewicz, Okoński, Barczak czy Krzysiek Pawlak. Występowałem na dzisiejszej pozycji numer "sześć" i to ja musiałem mówić, krzyczeć, podpowiadać. Oni z kolei wiedzieli, że to ja ze swojej perspektywy widzę sytuacje na murawie najlepiej i mi ufali. Bez komunikacji nic nie poradzisz na boisku i zwracam na to uwagę oglądając mecze do dziś. Czasem się zastanawiam, czemu zawodnicy danej drużyny rozmawiają ze sobą tak rzadko w trakcie meczu, przeszkadza im hałas?

Za Pana czasów na stadionie też cicho nie było.

- Może ten tumult uciekał kiedyś w powietrze, bo obiekty były odkryte, ale jasne, też był hałas, też było głośno. Dziś to widać świetnie w telewizji, po reakcji piłkarzy na poszczególne sytuacje. Od bramkarza to się tylko zaczyna, ale później każda kolejna formacja i piłkarze w niej muszą ze sobą rozmawiać. Komunikacja to podstawa sukcesu, podnosi efektywność zespołu moim zdaniem nawet o jakieś trzydzieści procent. Dlatego tak ważna jest nauka języka, którym posługują się koledzy z drużyny. Kiedy grałem w Turcji, trener powiedział mi: "Masz trzy dni, żeby nauczyć się tego i tego", a ja siedziałem po nocach i to przyswajałem (śmiech). Bez tego nie ma gry.

Co jeszcze na boisku było dla Pana tak ważne jak komunikacja?

- Do dziś powtarzam moim zawodnikom, że gdy stają w kółku przed spotkaniem i łapią się za ramiona, mobilizują się, powtarzają: "Dawaj, walczymy", to nie może być mowy, żeby ktoś przeszedł obok meczu. Taki ktoś powinien zejść, nie ma miejsca na takie sytuacje. Po to masz kolegę z drużyny, żeby ci pomagał, ale to działa obustronnie. Ja wiedziałem, że muszę biegać za kolegę z pomocy, który dawał więcej drużynie z przodu. Nie miałem do niego pretensji, że nie wrócił w 87. minucie, a mnie skurcze łapały i ledwo żyłem. To było ważne moim zadaniem, więc taką świętością nazwałbym wykonywanie założeń swojego trenera.

Jakim szkoleniowcem był Wojciech Łazarek, z którym w Lechu sięgaliście po podwójną koronę?

- Motywator, przy tym wielki autorytet. Szczerze mówiąc, trochę się go baliśmy, szczególnie kiedy się denerwował. Robiliśmy jakieś ćwiczenie do kitu? Wściekał się strasznie albo… nakręcał na nas kibiców. Kiedyś na nasze zajęcia przychodziło po kilkaset ludzi, a po nieudanych zagraniach trener nas tak słownie podszczypywał, dowcipkował z kibicami, w żartobliwy sposób wytykał błędy, a obserwatorzy to pochwytywali. Presja z miejsca rosła, bardziej się koncentrowałeś na najprostszym podaniu, proszę mi wierzyć (śmiech).

Absolutnie nie był naszym kolegą, cieszył się zbyt dużym szacunkiem. To nie tak, że między nami była jakaś bariera, że z nim nie rozmawialiśmy, a gdy trening dobiegał końca, ulatnialiśmy się czym prędzej do szatni. Nie, jeszcze na boisku, tuż po zajęciach, podchodził do nas, obejmował za szyję mówiąc: "Tu synuś było wszystko ok, ale tutaj musisz zrobić to inaczej", i tak z każdym. Potem wybierał kilku młodych piłkarzy, kazał im zostawać po zajęciach, żeby z nimi dalej pracować.

Pan też uczestniczył w tych dodatkowych treningach?

- To były moje ulubione zajęcia! Trener Łazarek wyznaczał powiedzmy siedmiu zawodników, ale zostawali wszyscy z zespołu. Te ćwiczenia miały charakter czysto piłkarski: wrzutki, strzały, dryblingi, praktycznie wszystko. Każdy chciał tak trenować, każdy to lubił.

Co było dla was przy tym największą motywacją?

- Możliwość wyjazdu, zobaczenia trochę świata podczas meczów w europejskich pucharach. Dzięki nim zobaczyliśmy Anglię czy odwiedziliśmy Hiszpanię, byliśmy w wielu pięknych miejscach. Chyba też tak po ludzku kochaliśmy piłkę, był w nas entuzjazm, nikt nie przychodził, bo musiał. Też byłem wśród młodych zawodników, takich jak Jarek Araszkiewicz, Darek Kofnyt czy Sławek Najtkowski. Mogło w teorii zaszumieć od tych sukcesów, ale każdy po prostu cieszył się z tego, że jest w tym zespole.

Rozpoznawalność piłkarzy była wtedy duża?

- W Poznaniu bardzo duża, wszystko dzięki temu można było załatwić (śmiech). Mieszkałem wtedy na osiedlu Armii Krajowej na Ratajach, a w moim bloku sami kibice! Całe osiedle to samo. Ludzie mnie znali, często się stało i rozmawiało, nikt się nie chował. Nawet w przypadku przegranej.

Kibice byli krytyczni? Do czego mieli do was zastrzeżenia?

- Trudno mi powiedzieć, bo na początku mojej gry w Lechu po prostu nas uwielbiali. No może schodząc do tunelu czasem się słyszało: "Weź się za robotę, co ty grałeś?", ale to były raczej takie uwagi, które przyjmowaliśmy do siebie i nie dyskutowaliśmy. Kilka lat później pamiętam, że pojawiały się pretensje. Przede wszystkim o te mecze, w których nie walczyliśmy. Poznański kibic też jest na swój sposób wyjątkowy, nie oszukasz go. Jak widzi, że się starasz, to wybaczy porażkę nawet mimo tego że pragnie tych zwycięstw.

Szczyt uwielbienia kibiców przypadł na Pana pierwszy sezon w Lechu, kiedy zdobyliście podwójną koronę?

- Strasznie mi się podobał tamten rok, tłukliśmy wszystkich (śmiech). Atmosfera, pełne trybuny, także to zainteresowanie ludzi. Wszystko było dla mnie wtedy wyjątkowe. Gdzie nie pojechaliśmy, dobrze się czuliśmy. W szatni było wesoło, żadnych ponuraków. Kiedy mieliśmy trening o jedenastej, w klubie meldowaliśmy się wszyscy przed dziesiątą i wychodziliśmy pograć w "dziadka". Kiedy na boisku zjawiał się Łazarek, niektórzy czuli się już jak po treningu.

Jak to się stało, że w Pana debiucie w Kolejorzu ponieśliście porażkę w meczu o Superpuchar z Lechią w Gdańsku, ale Pan z miejsca wskoczył do wyjściowego składu?

- Pamiętam, jak po tym spotkaniu myślałem sobie: "Oho, przegraliśmy, teraz mnie już nie wystawi". Po tygodniu zaczynała się liga, czekał nas bardzo trudny mecz z Wisłą Kraków. Oni mieli w składzie Iwana, Nawałkę i innych najlepszych, co tylko w telewizji ich widziałem. Jakoś musiałem "wpaść w oko" trenerowi już z Lechią, znalazł mi szybko idealne dla mnie miejsce na boisku, którego się trzymałem. A z Wisłą wygraliśmy 1:0, więc może i wyniki sprzyjały tej decyzji.

Odszukał pan w późniejszych klubach chociaż namiastkę tego, co spotkał Pan w Poznaniu w tak młodym wieku?

- Zdarzało się, ale to nie było to samo. Dlatego pewnie tak zawsze coś mnie przyciągało do Lecha, nawet już za czasów, gdy zacząłem sam być trenerem. Miałem dobrą pracę w Pobiedziskach, a w Kolejorzu działo się bardzo źle. W Huraganie zrobiłem awans z czwartej do trzeciej ligi, dostawałem dobre pieniądze, wszystko się toczyło w fajną stronę, ale wtedy dostałem telefon z Lecha. Klubowi zawdzięczałem wiele, więc wróciłem. Pamiętam, jak kiepsko się tu działo.

Radość po powrocie do ekstraklasy w 2001 roku była większa, niż ta po mistrzowskich sezonach w latach 80-tych?

- Oj, chyba tak, ale ciężko to zestawiać. Te trzy lata na przełomie wieków, z czego dwa spędzone na zapleczu, były dla kibiców bardzo ciężkie. Jak wracałem do domu, to po dwadzieścia minut rozmawiałem z nimi, co się dzieje w klubie, dokąd on zmierza, ale i jak jest źle.

Co zdecydowało o tym, że Lech wygrzebał się z nad przepaści na początku XXI wieku?

- Dla mnie nie ma nic ważniejszego od atmosfery, to ona o tym zdecydowała. To się wiąże trochę z tą komunikacją, o której rozmawialiśmy na początku, bo daje wspólną podstawę wzajemnego zrozumienia. Zarówno pełne sukcesów lata 80-te w roli piłkarza, jak i wygrzebanie się z tego niezwykle ciężkiego okresu łączyło właśnie to, że tę atmosferę udało się zbudować. To zdecydowanie punkt wspólny obu tych czasów.

Recommended

Newsletter

Subscribe

More

KKS LECH POZNAŃ S.A.
Enea Stadion
ul. Bułgarska 17
60-320 Poznań

Infolinia biletowa:
tel.  61 886 30 30   (10:00-17:00)

Infolinia klubowa: Tel: 61 886 30 00
mail: lech@lechpoznan.pl
Biuro Obsługi Kibica

We use cookie files

We use cookies that are necessary for visitors to our website to take advantage of the services and features available. We also use cookies from third parties, including analytics and advertising cookies. Detailed information is available in "Cookie Policy". In order to change your settings, please use the CHANGE SETTINGS option.

Accept optional cookies

Reject optional cookies

Privacy settings

Required

Necessary cookies enable the correct display of the site and the use of basic functions and services available on the site. Their use does not require the users' consent and they cannot be disabled within the privacy settings.

Advertising

Advertising cookies (including social media files) allow us to present information tailored to users' preferences (based on browsing history and actions taken,advertisements are displayed on the site and on third-party sites). They also allow us to measure the effectiveness of advertising campaigns of KKS Lech Poznań S.A. and our partners.

You can change or withdraw your consent at any time using the settings available in privacy settings.

Analitical

Advertising cookies (including social media files) allow us to present information tailored to users' preferences (based on browsing history and actions taken,advertisements are displayed on the site and on third-party sites). They also allow us to measure the effectiveness of advertising campaigns of KKS Lech Poznań S.A. and our partners.

You can change or withdraw your consent at any time using the settings available in privacy settings.

Save my choices