2020-10-21 11:58 Maciej Henszel , fot. Lech Poznań

Lech w fazie grupowej. Jest co wspominać

Najpierw był awans, który wyłonił się z mgły. Później była promocja do dalszych gier po tym, jak trzeba było biegać w mrozie i śniegu po kostki. No i jeszcze zakończenie przygody pucharowej, ale z triumfem nad silnym włoskim klubem także w ciekawych okolicznościach. Dziś wspominamy udział Lecha Poznań w fazach grupowych europejskich pucharów. Czyli czasy, kiedy na ustach kibiców w całej Polsce byli Ivan Djurdjević, Artjoms Rudnevs czy Dariusz Dudka…

Na początek łyk statystyki. Lech rozegrał w fazie grupowej 16 meczów - 5 wygrał, 6 zremisował i 5 przegrał. Jednak co najważniejsze, w dwóch z trzech przypadków Kolejorz awansował do dalszych rozgrywek. Tak było zarówno w 2008, jak i 2010 roku - później zespół odpadał odpowiednio z włoskim Udinese (2:2 i 1:2) oraz portugalską Bragą (1:0 i 0:2). Prześledźmy jednak jak to po kolei wyglądało.

2008, czyli awans wyłonił się z mgły

Rosyjskie CSKA Moskwa, hiszpańskie Deportivo La Coruna, holenderski Feyenoord Rotterdam i francuskie AS Nancy - na te zespoły Lech trafił w sezonie 2008/2009 w fazie grupowej Pucharu UEFA. - Trzy razy byliśmy już w tym roku na losowaniu i za każdym razem mieliśmy szczęśliwą rękę. Za czwartym razem nie mogło być zatem inaczej - uśmiechał się wiceprezes klubu Arkadiusz Kasprzak, który pojechał do Nyonu z dyrektorem sportowym Markiem Pogorzelczykiem. Przedstawili już nawet gotowy scenariusz: - Teraz wychodzimy z grupy, a potem trafiamy na wymarzonych Niemców. Dodajmy z perspektywy czasu, że pierwsze sprawdziło się, drugie - nie.

Lech był losowany jako ostatni. - Spokojnie, ostatni będą pierwszymi - uśmiechał się trener Franciszek Smuda, który nie zamierzał pękać przed żadnym z rywali. Podobnie zawodnicy. - Jest szansa na załapanie się do czołowej trójki, w to celujemy. Szczególnie, że mocno podbudowało nas zwycięstwo z Austrią Wiedeń. Od tego momentu nie pękniemy już przed nikim - deklarował obrońca Grzegorz Wojtkowiak.

I tak było - najpierw Kolejorz zremisował z Nancy 2:2, a z tego starcia zapamiętamy, jak Semir Stilić ze środkowej strefy spod linii bocznej boiska kopnął z wolnego tak, że bramkarz wpadł z piłką do siatki. Potem była nieznaczna porażka w Moskwie z CSKA 1:2 i remis z Deportivo 1:1, choć drugie 45 minut było niesamowicie emocjonujące, bo na bramkę Hiszpanów ciągnął atak za atakiem. Wynik sprawił jednak, że poznaniacy mieli wszystko w swoich rękach. Wiedzieli, że polecą do Rotterdamu po awans.

W nomenklaturze europejskiej faza grupowa była nazywana II rundą. A tej wcześniej lechici nie przebrnęli ani razu w europejskich pucharach. Mieli zatem szansę przejść do historii. I tak się faktycznie stało, choć można zażartować, że awans wyłonił się z… mgły. Podróż na rywalizację z Feyenoordem odbyła się bowiem z przygodami. Zamiast w Rotterdamie, początkowo wylądowali na lotnisku w Eindhoven. - Wszystko przez gęstą zawiesinę - tłumaczyła rzecznik prasowy klubu Joanna Dzios. Niewiele brakowało, a zespół przejechałby ostatni 120-kilometrowy odcinek autokarem. Na szczęście, mgła opadła i można było polecieć samolotem. Opóźnił się jednak przez to zamieszanie wieczorny rozruch na De Kuip, który rozpoczął się o godzinie 19. - Nie będzie to miało wielkiego wpływu na naszą formę - uspokajał trener Smuda.

Miał rację, bo Lech zagrał mądrze i rozważnie. Wygrał 1:0, a najważniejsza była akcja z 27. minuty, kiedy po rzucie rożnym głową trafił do siatki Ivan Djurdjević.

- Jest takie wasze powiedzenie, że każdy ma swoje pięć minut. Ja właśnie przeżyłem coś takiego w Rotterdamie. W ogóle zresztą reaguję niesamowicie spontanicznie na boisku. Dlatego niewiele pamiętam z tego, co się wtedy działo, z tej radości. Zresztą kibice dają nam niesamowitego kopa. Jak rozmawiamy między sobą, to dochodzimy do wniosku, że gramy o 20-30 procent lepiej przy wypełnionych trybunach - mówił Serb, który nawiązywał do tego, że w Holandii niebiesko-białych dopingowało trzy tysiące fanów.

2010, czyli mróz i śnieg po kostki

Dwa lata później emocje były jeszcze większe. Zwłaszcza kiedy los skojarzył Lecha z dużymi europejskimi markami - włoskim Juventusem Turyn, angielskim Manchesterem City, a także austriackim Red Bull Salzburg. Rozpoczęło się od razu od grzmotów, bo w pierwszej kolejce był cenny remis 3:3 w Italii, gdzie poznaniacy prowadzili z Juve 2:0, potem przegrywali 2:3, ale mieli Artjomsa Rudnevsa. Rosjanin z łotewskim paszportem został pierwszym lechitą z hat-trickiem w europejskich pucharach. W doliczonym czasie instynkt podpowiadał mu, że choć właściwie w ogóle nie zdobywał bramek zza pola karnego, to jednak w tym momencie powinien huknąć. I to była decyzja najlepsza z możliwych, bo piłka po odbiciu od poprzeczki wpadła do siatki!

- Ten mecz pokazał, że z polską piłką nożną nie jest tak źle. Kłopoty zaczęły się przy 2:0, kiedy powiedzieliśmy sobie: „kurde, prowadzimy dwoma golami z wielkim zespołem”. Przed meczem pewnie ten remis brałbym w ciemno. Teraz już jednak absolutnie nie - przyznał Djurdjević. I to pokazuje, jak chęć pomieszania szyków faworytowi, przerodziła się po końcowym gwizdku w niedosyt. - Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie - z nieba do piekła etc. Nie było nawet czasu myśleć, co będzie za chwilę. Ten mecz przejdzie do historii polskiej piłki. Artjoms Rudnevs? Jeszcze nie jest Antonio Cassano, ale idzie do przodu, świetnie się rozwija - podsumował trener Jacek Zieliński.

Później była wygrana z Salzburgiem 2:0 na otwarcie stadionu przy Bułgarskiej po przebudowie związanej z Euro 2012 i przegrana w Manchesterze (1:3). Na początku listopada nastąpiła zmiana na stanowisku szkoleniowca - Zielińskiego zastąpił Jose Maria Bakero. Rozpoczął w sposób najlepszy z możliwych, bo ograł „The Citizens” 3:1. Wynik ustalił Mateusz Możdżeń, który pojawił się na murawie z rezerwy i kopnął nie do obrony z dystansu. - Mogę powiedzieć tylko tyle, że to jest dla mnie bajkowy tydzień. Czuję się niczym bohater bajki. Oby tylko ta bajka trwała jak najdłużej, a nie skończyła się zbyt szybko - dzielił się wrażeniami młody pomocnik. - Pamiętam wszystko bardzo dobrze. Nie widziałem żadnego z kolegów obok siebie, więc zdecydowałem się na strzał. Tak naprawdę jednak wiele się nie zastanawiałem - chciałem po prostu kopnąć w stronę bramki Manchesteru City. Wyszło idealnie i tylko mogę się cieszyć - dodał.

Wtedy stało się jasne, że jeśli Lech nie przegra z Juventusem 1 grudnia, to będzie pewny awansu do następnego etapu Ligi Europy. Tej drużynie kibicował od zawsze ówczesny pomocnik Kolejorza Sławomir Peszko. - Miałem 11 lat, gdy Juve wygrywało Ligę Mistrzów. Z młodym Alessandro Del Piero w składzie, gdy w drużynie byli jeszcze Gianluigi Vialii i Fabrizio Ravanelli, gdy dołączył Zinedine Zidane. Od tego momentu postanowiłem, że będę z tą drużyną. Przeszedłem cały etap, zbierania plakatów, wycinanie zdjęć z gazet, pisanie składu na ścianie kredą. Taka prawdziwa młodzieżowa fascynacja. Koszulki klubu zresztą do tej pory zbieram - opowiadał. - Gdybym zdobył bramkę przeciwko Juve, to nie mógłbym chyba spać przez całą noc - śmiał się.

Splendor związany z rywalizacją ze „Starą Damą” spadł jednak na Rudnevsa. Hat-trick w Turynie i gol przy Bułgarskiej na wagę remisu 1:1, na wagę wyjścia z grupy - to dorobek Łotysza. A wszystko to działo się w niesamowitych okolicznościach przyrody. Przy trzaskającym mrozie, co było ważnym tematem dla Włochów. Dziennik "La Stampa" pisał, że Juventus zagra w specjalnych koszulkach termicznych pożyczonych od biegaczy narciarskich oraz wykorzysta antypoślizgowe obcasy w butach. Armand Traore był tak opatulony, że widać mu było tylko oczy. - Ja najczęściej gram w koszulce z krótkim rękawkiem. Długiego nie lubię - choć tym razem pewnie będę zmuszony. Część kolegów założy zapewne długie spodnie i termiczną koszulkę. A do tego rękawiczki i do boju - uśmiechał się Bartosz Bosacki.

Przed rozpoczęciem sędzia i delegat mierzyli temperaturę. Przepisy mówią, że jeśli spadnie poniżej -15 stopni Celsjusza to mecz musi być odwołany. Orzekli jednak, że można grać. Dziennikarze włoscy wysłali swojego kolegę na trybunę prasową. Ten po chwili wrócił i stwierdził, że nie da się siedzieć na zewnątrz. Poprosili zatem o włączenie spotkania na telewizorach w sali konferencyjnej i stąd relacjonowali starcie polsko-włoskie. W trakcie gry zaczął sypać gęsty śnieg, piłkarze wkrótce brnęli w nim po kostki. – Warunki były gorsze niż dwa lata wcześniej podczas rywalizacji z Udinese. Głównie przez ten nieprzyjemny wiatr. Pogadałem w końcówce z Vincenzo Iaquintą. Choć właściwie on nie mógł wypowiedzieć żadnego słowa, tak był zmarznięty. Pożartowaliśmy trochę z tego, że ma niezły ekwipunek piłkarski, choćby czapkę. Warunki nie miały jednak znaczenia - dzisiaj jestem dumny i szczęśliwy, że w tym okresie jestem w tym klubie. Piszemy piękną historię - podsumował Ivan Djurdjević.

Znów zatem awans wyłonił się z ekstremalnej pogody - mrozu i śniegu. W końcówce Juve wyrównało, ale nie było już Włochów stać na wbicie zwycięskiego gola. - Przychodząc do Lecha nie przypuszczałem, że już na początku będę mógł uczestniczyć w tak niezapomnianych meczach. To dla mnie szczególny moment i wiem, że dobrze wybrałem. Choć futbol jest jak życie. Zdarzają się w nim zarówno momenty wspaniałe, jak i te trudne. My przeżyliśmy jedno i drugie nawet tej jesieni. Teraz jest jednak powód do świętowania, spełniło się marzenie moje i kibiców - podkreślił Rudnevs.

2015, czyli cenna wygrana bez rozruchu

I na deser 2015. Tutaj przeciwnikami w grupie były włoska Fiorentina, szwajcarski FC Basel, a także portugalska ekipa Belenenses. Najmniej ciekawe były boje z lizbończykami - padły bowiem dwa bezbramkowe remisy, choć w wyjazdowym rewanżu gospodarze nie wykorzystali rzutu karnego. Bazylea była rywalem już kilka tygodni wcześniej, bo oba zespoły najpierw walczyły ze sobą w kwalifikacjach Ligi Mistrzów (1:3 i 0:1), a potem wpadły na siebie również w fazie grupowej Ligi Europy. I znów były tutaj dwie porażki.

Najwięcej emocji było przy okazji starć z Fiorentiną. Wyjazdowe przejdzie do historii jako kolejny skalp zdjęty w starciach z klubami z lig TOP 5 w Europie. I tutaj okoliczności były niesamowite. Lechici lecieli do Włoch z przygodami. Początkowo mieli być na miejscu w środę około południa. Jednak nic z tego! Ze względu na problemy techniczne wyczarterowanego ze Słowenii samolotu musieli szukać transportu zastępczego. O godz. 21 do Poznania przyleciał Fokker 100 rumuńskiej linii Carpatair i tą maszyną mistrzowie Polski polecieli na Półwysep Apeniński. Do Grand Hotel Mediterraneo dotarli już po północy ze środy na czwartek, czyli z blisko 12-godzinnym opóźnieniem. Po rozpakowaniu się zjedli lekką kolację i po niej poszli spać. Rano jedyny raz przed starciem opuścili hotel. Trener Jan Urban, który przejął zespół zaledwie tydzień wcześniej, zarządził spacer, który zastąpił tradycyjny rozruch, który odbywa się na stadionie.

Teraz już zapewne nikt o tym nie pamięta. Zresztą niektórzy twierdzili złośliwie, że to tylko wycieczka. Piłkarze mogli jednak wracać z wysoko podniesioną głową. Bo po sensacyjnej wygranej 2:1 wskoczyli na drugie, dające w tej chwili awans do 1/16 finału miejsce w grupie. A stało się to w sytuacji, w której szkoleniowiec mocno namieszał w składzie. Zrobił jednak przy tym w trakcie gry kapitalne zmiany, bo rezerwowi Dawid Kownacki oraz Maciej Gajos wbili gole, które dały wygraną. Najwięcej pochwał zebrał jednak Dariusz Dudka.

Obecny asystent Dariusza Żurawia w pierwszym zespole znalazł się w jedenastce najlepszych graczy trzeciej kolejki Ligi Mistrzów i Ligi Europy według prestiżowego czasopisma piłkarskiego „France Football”. Wśród wyróżnionych znaleźli się wówczas m.in. Marcelo z Realu Madryt, Kevin De Bruyne i Joe Hart z Manchesteru City oraz Pierre-Emerick Aubameyang z Borussi Dortmund.

Lech nie wykorzystał okazji do ustrzelenia hat-tricka awansów z grupy do fazy pucharowej. Przegrał bowiem kluczowy meczy u siebie z Włochami 0:2. A po remisie w Portugalii nadzieje się skończyły.

Następne mecze

Sobota 25.05 godz.17:30
Lech Poznań
vs |
Korona Kielce

Polecamy

Newsletter

Zapisz się do newslettera

Więcej

KKS LECH POZNAŃ S.A.
Enea Stadion
ul. Bułgarska 17
60-320 Poznań

Infolinia biletowa:
tel.  61 886 30 30   (10:00-17:00)

Infolinia klubowa: Tel: 61 886 30 00
mail: lech@lechpoznan.pl
Biuro Obsługi Kibica

Korzystamy z plików cookies

Stosujemy pliki cookies, które są niezbędne do tego, aby osoby odwiedzające nasz serwis mogły korzystać z dostępnych usług i funkcjonalności. Używamy również plików cookies podmiotów trzecich, w tym plików analitycznych i reklamowych. Szczegołowe informacje dostępne są w "Polityce cookies". W celu zmiany ustawień należy skorzystać z opcji ZMIENIAM USTAWIENIA.

Akceptuję opcjonalne pliki cookies

Odrzucam opcjonalne pliki
cookies

Ustawienia prywatności

Niezbędne

Niezbędne pliki cookies umożliwiają prawidłowe wyświetlanie strony oraz korzystanie z podstawowych funkcji i usług dostępnych w serwisie. Ich stosowanie nie wymaga zgody użytkowników i nie można ich wyłączyć w ramach zarządzania ustawieniami cookies.

Reklamowe

Reklamowe pliki cookies (w tym pliki mediów społecznościowych) umożliwiają prezentowanie informacji dostosowanych do preferencji użytkowników (na podstawie historii przeglądania oraz podejmowanych działań,w serwisie oraz w witrynach stron trzecich wyświetlane są reklamy). Dzięki nim możemy także mierzyć skuteczność kampanii reklamowych KKS Lech Poznań S.A. i naszych partnerów.

W każdej chwili możesz zmienić lub wycofać swoją zgodę za pomocą ustawień dostępnych w ustawieniach prywatności.

Analityczne

Reklamowe pliki cookies (w tym pliki mediów społecznościowych) umożliwiają prezentowanie informacji dostosowanych do preferencji użytkowników (na podstawie historii przeglądania oraz podejmowanych działań,w serwisie oraz w witrynach stron trzecich wyświetlane są reklamy). Dzięki nim możemy także mierzyć skuteczność kampanii reklamowych KKS Lech Poznań S.A. i naszych partnerów.

W każdej chwili możesz zmienić lub wycofać swoją zgodę za pomocą ustawień dostępnych w ustawieniach prywatności.

Zapisz moje wybory