Ponad 400 zaproszonych osób wypełniło szczelnie salę Cinema City Kinepolis, żeby obejrzeć we wtorkowy wieczór premierę filmu "Okoń - moja droga". To trwający ponad 150 minut film dokumentalny poświęcony legendzie Lecha Poznań, jedynemu i niepowtarzalnemu Mirosławowi Okońskiemu. Kibice będą mogli wkrótce obejrzeć produkcję w jednej z platform streamingowych, rozmowy są finalizowane.
Na premierze nie mogło zabraknąć delegacji Kolejorza. Był przewodniczący rady nadzorczej klubu Jacek Rutkowski, prezesi zarządu Piotr Rutkowski oraz Karol Klimczak, były szef Andrzej Kadziński, trener Mariusz Rumak, kierownik drużyny Mariusz Skrzypczak, a także bramkarz Bartosz Mrozek.
- Kapitalna sprawa, że taki film został zrealizowany. Mirek Okoński po prostu na niego zasłużył, patrząc na jego całą piłkarską karierę. My jako klub jesteśmy dumni, że mamy taką legendę - mówił Piotr Rutkowski. - Jestem pod ogromnym wrażeniem. Wiadomo, nie mogę bohatera, dla mnie Pana Mirka, pamiętać z boiska. Ten dokument uświadomił mi, jak niesamowite umiejętności piłkarskie posiadał. To był piłkarski wirtuoz - dodawał Bartosz Mrozek.
Na pomysł zrobienia dokumentu wpadł sześć lat temu dziennikarz Głosu Wielkopolskiego Piotr Łuczak, który napisał scenariusz i jest reżyserem. W roli producentów wspierali go Przemysław Erdman z agencji menedżerskiej Fabryka Futbolu, a także Tomasz Mroczkowski z Sotis Art. Pod ogromnym wrażeniem był główny bohater, który niesamowicie denerwował się od kilku dni, zresztą zdradził, że wcześniej nie widział całej produkcji.
- Obiecywałem sobie, że nie będę wcześniej oglądał i dotrzymałem słowa. Żona wcześniej obejrzała, ja nie. Wrażenia? Powiem szczerze, że to wszystko jeszcze do mnie nie dochodzi. Jak prześpię się i jutro wstanę, to pewnie to wszystko dopiero dotrze do mnie. Ale chyba nie jest ten film zły, choć oczywiście to oglądający będą oceniać. Ja jestem zadowolony - komentował Mirosław Okoński. - Grałem w karierze w kilku klubach, ale tak naprawdę w sercu mam jeden. To Lech Poznań. I tak już pozostanie.
Przez ponad 2,5 godziny podróżujemy po miejscach ważnych dla Mirka. Rozpoczyna się w Koszalinie, potem przenosimy się do Poznania i zresztą wątki związane z Lechem przewijają się przez całą fabułę, a także Warszawy, po czym uciekamy do niemieckiego Hamburga i greckich Aten. To zresztą bardzo mocny atut filmu, ponieważ bohater odwiedził wraz z ekipą miejsca, w których grał poza Polską. Co najważniejsze, ta produkcja to nie jest laurka. Nie jest to tylko cukierkowa opowieść o niesamowicie utalentowanym piłkarzu, który podbił serca kibiców. Jasne, w wielu momentach sala wybuchała śmiechem, bo mieliśmy kopalnię anegdot. W ich opowiadaniu kapitalną rolę odegrał Jerzy Łupicki, poznański przedsiębiorca, który wspierał Lecha w latach 80.
W dużej mierze mamy jednak na ekranie również prozę życia i pokazanie bohatera od zupełnie innej, tej ciemniejszej strony. Niekończące się imprezy, alkohol czy hazard - te tematy nie są przemilczane, a wręcz opowiedziane bardzo wyczerpująco. Nie jest to odkrycie wielkiej tajemnicy, ale ukazuje też uniwersalny przekaz dla dzisiejszych sportowców, że ich życie nie jest wcale takie kolorowe i za rogiem czyha wiele pokus, którym czasami trudno się oprzeć. Można usłyszeć w dokumencie, że jak się bawił Okoń, to bawiła się cała Warszawa/Poznań/Ateny - tutaj miasto do wyboru, bo ten cytat jest w przypadku Mirka uniwersalny. Nie ma jednak użalania się nad swoim losem, ale jak w tytule - to była jego gra, jego życie i jego wybory, których nie żałuje. Kilka razy zresztą można się zadumać, u niektórych osób pojawiły się łzy w oczach przy niektórych opowieściach, ale godne podkreślenia jest to, że rodzina była, jest i będzie przy naszej legendzie.
- My w Polsce wiemy, jaką gwiazdą był Mirek Okoński, nam nie trzeba go przedstawiać. Ogromne wrażenie zrobiły jednak na mnie wypowiedzi osób z Niemiec i Grecji, to jak postrzegali Okonia, jak o nim mówili wręcz jako o bożyszczu tłumów. To obrazuje skalę jego talentu i jakie piętno odcisnął na klubach, w których występował - przyznał prezes Piotr Rutkowski. - Dla mnie niesamowite są te unikatowe obrazki, pokazujące kunszt technicznych Pana Mirka. Ta akcja, kiedy w polu karnym minął trzech rywali i kopnął pod poprzeczkę wręcz palce lizać. On miał niesamowitą technikę, a mi jako bramkarzowi byłoby niesamowicie ciężko bronić jego strzały. Nawet jakbym wiedział jak wykonuje rzuty wolne, to i tak byłby problem, bo miał przy tym niesamowitą powtarzalność - opowiadał Bartosz Mrozek.
Premierę obejrzało ponad 400 osób. Kibice i wszyscy zainteresowani także już wkrótce będą mogli zobaczyć tę produkcję. Finalizowane są bowiem rozmowy z jedną z platform streamingowych.
Zapisz się do newslettera