Lech Poznań to kawał historii polskiej piłki nożnej. To zarówno wielkie triumfy, piękne mecze w europejskich pucharach z wielkimi europejskimi firmami, jak i trudniejsze momenty. W piątek, 19 marca świętować będziemy 99. urodziny "Poznańskiej Lokomotywy". W tym tygodniu zapraszamy na naszej stronie na cykl tekstów dotyczących wydarzeń historycznych. W czwartym odcinku bohaterem będzie najlepszy piłkarzy świata - Robert Lewandowski, który dwa lata spędził przy Bułgarskiej.
Suche fakty są takie: Lewandowski rozegrał w niebiesko-białych barwach 82 oficjalne mecze, w których strzelił 41 goli. Wywalczył mistrzostwo Polski, Puchar Polski oraz krajowy Superpuchar, został również królem strzelców ekstraklasy. A to wszystko w zaledwie dwa sezony, po których przeniósł się do Borussii Dortmund. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że w Lechu zostawił swój wyraźny ślad, o czym świadczą powyższe statystyki. To ze stolicy Wielkopolski zrobił też krok do międzynarodowej kariery.
18 czerwca 2008 roku podpisał czteroletni kontrakt z Kolejorzem. - W poprzednim sezonie na boiskach drugiej ligi popisywał się świetną skutecznością i liczymy, że na boiskach ekstraklasy również potwierdzi swoją klasę. Cieszę się, że udało nam się wygrać wyścig o Lewandowskiego, bo starało się o niego wiele klubów z czołówki polskiej ekstraklasy - mówił tekście na stronie internetowej klubu ówczesny dyrektor sportowy Marek Pogorzelczyk. Dodano również, że w Zniczu Pruszków w 32 spotkaniach wbił 21 bramek, został najskuteczniejszym zawodnikiem zaplecza ekstraklasy.
Początek w Lechu? Niczym w tytule słynnego filmu "Wejście Smoka". Debiut w pierwszej drużynie - gol, stało się to w Baku w eliminacjach Pucharu UEFA przeciwko Chazarowi Lenkoran (1:0), kiedy wszedł na boisko z ławki rezerwowych w przerwie. W polskiej ekstraklasie na trafienie czekał zaledwie 240 sekund. W 63. rywalizacji z GKS Bełchatów (2:3) zameldował się na placu gry, a w 67. popisał się efektownym uderzeniem piętką. Zrobił to w nieco ekwilibrystyczny sposób i można śmiało stwierdzić, że to był najpiękniejszy gol, jaki strzelił w barwach "Poznańskiej Lokomotywy". Pierwsze dziesięć występów - osiem bramek. A w międzyczasie jeszcze debiut w seniorskiej reprezentacji Polski okraszony - a jakże! - golem!
Na treningach w Poznaniu trener Franciszek Smuda często ustawiał "Lewego" naprzeciwko Manuela Arboledy, czyli niezwykle twardo grającego obrońcy. - Powiedziałem: "Robert musisz poprawić krycie ciałem" i dałem mu do pary Manuela. Ten chłopak z tego skorzystał. On go wywracał, wszyscy krzyczeli faul, ale ja mówiłem "nie ma faulu, gramy dalej". I co? Teraz przyjmuje piłkę w powietrzu w kontakcie z obrońcą - mówił ówczesny szkoleniowiec niebiesko-białych.
O miejsce w ataku rywalizował z Hernanem Rengifo. - Nasza rywalizacja zawsze była zdrowa, pozytywna. Poza tym Lewandowski był na innym poziomie niż reszta, dlatego nie traktowałem tego jako rywalizacji. Dobrze ze sobą współpracowaliśmy. Zaliczaliśmy gole i asysty, ale zawsze najważniejsza była jednak drużyna. Nie mówię tego tylko dzisiaj, ale zawsze było widać, że Robert zrobi karierę - przyznał niedawno peruwiański napastnik w rozmowie z TVP Sport.
Właściwie co okienko transferowe pojawiały się informacje o możliwym wyjeździe do zagranicznego klubu. Padały nazwy wielu ekip, które by widziały w swoich szeregach Lewandowskiego. W wywiadach sam zawodnik podkreślał jedno - na pewno nie przejdzie do innego polskiego zespołu. - To absolutnie nie wchodzi w rachubę. Taki pomysł nawet na moment nie przyszedł mi do głowy. Do momentu wyjazdu zagranicznego będę grał tylko w Lechu. To mogę zagwarantować - opowiadał i dodawał: - Wbrew temu, co się ciągle mówi, ja naprawdę jestem zadowolony z tego, że mogę grać w czołowym polskim klubie. I nie jest tak, że dniami i nocami o niczym innym nie rozmyślam, jak tylko o tym, by jak najszybciej wyrwać się z Poznania.
W grudniu 2009 zawarta została dżentelmeńska umowa, że po sezonie otrzyma zgodę na transfer, jeśli pojawi się dobra oferta. I taka przyszła z Borussii Dortmund. Wyjeżdżał jako mistrz Polski i król strzelców. W tytuł wierzył zresztą zimą przy sporej stracie do lidera. - Przecież przed rokiem mieliśmy pięć punktów przewagi nad Wisłą, a na koniec pięć do niej traciliśmy. Czyli w trzynastu meczach, a tyle pozostało i teraz do rozegrania, roztrwoniliśmy w porównaniu do wiślaków 10 punktów. Obecnie tracimy do nich osiem. Dlaczego zatem zdobycie przez nas mistrzostwa ma być nierealne? - pytał. I jak się okazało, miał rację, bo 15 maja 2010 mógł wznieść puchar za "majstra". A dziś Lech może być dumny z tego, że miał w swoich szeregach piłkarza, który niedawno został uznany najlepszym piłkarzem na świecie.
Next matches
Sunday
21.04 godz.15:00Recommended
Subscribe